Zbrodnicza agresja amerykańska w Wietnamie, agresja Izraela na Bliskim Wschodzie czy też nowa polityka wschodnia Bonn wskazuje, że imperializm idzie drogą brutalnej polityki siły, nie waha się przed agresją, przed zbrodniami wojennymi — w imię osiągania swoich brudnych celów, w imię polityki rządzenia światem. Taka polityka oznacza, że wróg w sprzyjających okolicznościach mógłby podjąć próbę nacisku — także zbrojnego — byle tylko złamać nasze granice — powrócić na stary szlak ekspansji niemieckiego militaryzmu. [...]
Za grupkami młodych wichrzycieli politycznych kryją się inspiracje płynące od starych graczy politycznych: Zambrowskiego, Staszewskiego i im podobnych [...], ludzi pokroju Słonimskiego, Kisielewskiego i Jasienicy — wytrawnych politykierów od lat [...] idących noga w nogę z wrogimi Polsce imperialistycznymi ośrodkami dywersji ideologicznej. [...] Za tymi grupami młodzieży kryją się też ich nauczyciele, tacy jak Kołakowski, Brus, Bauman, Baczko, Zakrzewski — źli nauczyciele i źli wychowawcy.
Gdańsk, 17 marca
Krajobraz po szoku, oprac. Anna Mieszczanek, Warszawa 1989.
Szliśmy i cały czas śpiewaliśmy pieśni po drodze i nawoływaliśmy innych ludzi: „Chodźcie z nami”.
Przyszliśmy pod komitet. Tam już cała ekipa stała na schodach z Jundziłłem i dyrektorem zjednoczenia Skrobolem na czele. I sekretarza nie było […], ponieważ odbywało się plenum w Warszawie.
Podeszliśmy pod komitet i pyta się Jundził: „Co wy chcecie?”. Któryś tam odpowiedział: „To śmieszne pytanie. Jakby nie wiedział, co my chcemy. Chcemy powrotu do cen sprzed 12 grudnia”. On powiedział wówczas: „Wybierzcie sobie delegatów, komitet, i pójdziemy do środka rozmawiać”. Więc ja mu odpowiedziałem, że nie pójdziemy rozmawiać, nie będziemy tu nikogo wybierać, bo jak pójdziemy do was, to nas zamkniecie. […] „To co mam w tej sytuacji robić?” — zapytał Jundził. Więc ja mówię: „Zradiofonizować tutaj. Będziemy rozmawiać”. […] poleciał do środka, za chwilę przychodzi i mówi, że zaraz przyjedzie radiowóz z Miejskiej Rady Narodowej. W tym czasie ludzie stali pod komitetem. […] Ktoś […] napisał na murze taką czerwoną kredą, jaka jest do trasowania: „Pachołki płatne, pachołki moskiewskie”.
[…] ludzie krzyczeli: „My chcemy chleba”, śpiewali pieśni. […] Po pewnym czasie przyjechał ten radiowóz […]. Myśmy opanowali radiowóz i zaczęliśmy przemawiać. Mówiono między innymi, że Cegielski stoi, Ursus stoi, Nowa Huta stoi, tak, że nie jesteśmy sami. Następnie padło hasło, że idziemy z powrotem do Stoczni Gdańskiej, Stoczni Remontowej i stoczni Północnej.
Gdańsk, 14 grudnia
Grudzień 1970, Edit. Spotkania, Piotr Jegliński, Paryż 1986.
Była gdzieś druga godzina, może piętnaście po drugiej, mgła taka była… i wtenczas ludzie z pracy wychodzili i ci odważniejsi to jeszcze dołączyli do nas, tak że było nas coraz więcej. Szliśmy w milczeniu. […] Przyszliśmy na most i schodząc na Błędnik zauważyłem około 15 samochodów stojących na wysokości „Orbisu” i dworca i blokujących drogę. Samochody były wojskowe, otwarte, ale milicja była na tych samochodach. Oddali właśnie pierwsze strzały z armat […]. Te puszki było widać w powietrzu, ludzie uniki głowami robili. Podeszliśmy pod dom prasy. Tam ludzie skandowali, że prasa kłamie, że prasa ma być z nami. Od Wałów Jagiellońskich uformowała się milicja uzbrojona w takie długie, chyba metrowe pały, w tarcze — bardzo duże te tarcze były; każdy z nich miał kamizelkę ochronną. […] Rzucili się na nas z pałami […].
To już było starcie między strajkującymi a milicją, taka mała bitwa. Na placu Hucisku, przy „Delikatesach” — były takie gonitwy. Widziałem, jak padł ranny. Od tej puszki. Leżał na torach. Poleciałem do przychodni kolejowej — wzięli nosze i zabrali tego rannego. Chłopaki już byli sprytni. Odrzucali granaty z powrotem w milicję. Atakowała milicja, my też nie byliśmy dłużni, tylko że […] oni mieli hełmy, tarcze, pały.
Gdańsk, 14 grudnia
Grudzień 1970, Edit. Spotkania, Piotr Jegliński, Paryż 1986.
We wtorek rano nikt nie przystąpił do pracy. Natomiast w hełmy poubierali się w zasadzie wszyscy, bo padło takie hasło, że mamy być w hełmach.
[…] część ludzi została pod KW, a część poszła pod komendę miejską po to, aby uwolnić ludzi, którzy zostali zamknięci poprzedniego dnia. Kiedy podeszliśmy pod budynek, otworzyły się okna chyba na drugim piętrze i ukazał się Lech Wałęsa. […] ludzie zaczęli w niego rzucać kamieniami, krzyczeć „zdrajca” czy coś podobnego. Odwracam się, patrzę, że to Lech Wałęsa, podszedłem bliżej i krzyknąłem: „Nie rzucajcie! Zostawcie! To ten, który dzisiaj przemawiał, żeby uwolnić tych ludzi”. Przestali rzucać i Lechu jeszcze raz ukazał się w oknie i mówi: „Słuchajcie, za chwilę wyjdą ci, co wczoraj zostali zamknięci”. […] Gdzieś po 15 minutach została otwarta brama […]. Wyszło tych sześciu. Okrzyki. […] W pewnym momencie zaczęła się formować milicja i też weszła w tłum. […]
Ci milicjanci zostali po prostu rozbici. […] Wtedy tam były rozkopy, nie wiem czy rury kładli czy chodnik nowy, i ludzie złapali za te deski i zaczęli tym bić. Wtedy dosyć dużo milicjantów zostało rannych. Stoczniowcy ich nawet odprowadzali do pogotowia czy tam do szpitala. Nawet podszedłem do jednego, był ranny, tutaj mu krew tak ciekła i tych dwóch stoczniowców, którzy go odprowadzali, to mówią, że on z nimi rozmawiał, że to nie jest milicjant, że to jest przebrany wojskowy. Ale widać po nim było, że jednak musiał mieć jakieś środki dopingujące, bo on w ogóle się nie odzywał do mnie. Ja się go pytałem, czy na pewno ty jesteś milicjantem, czy wojskowym, on się nic nie odzywał, tylko patrzył na mnie takim zwierzęcym wzrokiem, oczy mu się szkliły.
Gdańsk, 15 grudnia
Grudzień 1970, Edit. Spotkania, Piotr Jegliński, Paryż 1986.
Helikoptery cały czas krążyły już w tym czasie, we wtorek, i strzelali z tych helikopterów z karabinów, jak również rzucali granaty. W tym czasie został zastrzelony […] młody chłopak, 19-letni, stoczniowiec, pracownik wydziału W-5 Stoczni Gdańskiej. Ja nie widziałem, tylko słyszałem jak ten strzał padł. Później stoczniowcy mówili, że został zastrzelony właśnie ten stoczniowiec przez jakiegoś kapitana z odległości 2 m. zaczęła się taka szarpanina, raz oni naciskali, raz my. Te walki trwały na tym moście, w okolicy Świerczewskiego, do jedenastej, do dwunastej. […] Przyszliśmy pod komitet wojewódzki, trwały tam próby podpalenia. Widziałem jak jeden oficer, porucznik z KBW borykał się z żołnierzami. Ci żołnierze nie chcieli go słuchać, „Bo — powiedzieli — nas oszukano. Powiedziano nam, że tutaj mamy walczyć z Niemcami, a to są sami robotnicy”. On nie mógł nawet zebrać tych żołnierzy, karabiny rzucali do wody.
Gdańsk, 15 grudnia
Grudzień 1970, Edit. Spotkania, Piotr Jegliński, Paryż 1986.
Po pewnym czasie ludzie znowu się zgromadzili z chęcią wyjścia na miasto, ale było to niemożliwe, gdyż bramy były zablokowane przez wojsko. […] Trzeba było wstrzymać ludzi, gdyż nie wiadomo co się stanie, jeśli wyjdą, może dojść do potyczek. […]
[…] ludzie już szturmowali na bramę, żeby wyjść na miasto. […] Dwie panie i pan czytali […] petycje do żołnierzy, aby nie strzelali do swych ojców, braci, swoich starszych kolegów, gdyż jak zakończą służbę wojskową, wrócą do zakładów pracy, do stoczni, będą tak samo zdani na poniewierkę, jaka nas czeka. Przy utrzymaniu się obecnych cen, pracując od rana do wieczora, będą jedli marmoladę i chleb. Nawoływali po prostu, aby nie wykonywali rozkazów strzelania do robotników, żeby rzucili broń i szli razem z nami. W tym momencie właśnie dochodziłem do bramy.
[…] czołówka, centymetr po centymetrze zbliżała się bliżej do kordonu wojskowego, który zajął całą ulicę. W tym momencie padła komenda dowódcy. […] żądał, żeby lud się cofnął, bo będzie użyta broń. Ludzie się nie cofnęli, dalej była czytana petycja. Po skończeniu czytania były dalej nawoływania, żeby żołnierze nie strzelali, żeby dołączyli do robotników, do ogólnego protestu. W takiej sile możemy zmusić władze do zmiany cen. […]
Wojsko dzieliło od ludzi 10–15 metrów. Ludzie stali gdzieś 5–6 metrów za bramą. Pierwszy rząd wojska, jeśli się nie mylę, klęknął. Drugi był przygotowany do strzału. W tym momencie, gdy były oddawane strzały, już nie pamiętam czy był dawany jakiś rozkaz. Ludzie cofnęli się w popłochu. W pierwszej chwili wydawało się […], że były dziesiątki, setki zabitych, bo bardzo dużo ludzi leżało nieruchomo. Wynikło to z tego, że wielu zostało stratowanych.
Gdańsk, 16 grudnia
Grudzień 1970, Edit. Spotkania, Piotr Jegliński, Paryż 1986.
W środę cała stocznia obstawiona została czołgami. Wchodzimy jednak jak zwykle, nie zaczepiani przez nikogo. Atmosfera jednak po wydarzeniach z dnia poprzedniego staje się coraz to bardziej napięta: była przecież walka, były strzały, są ranni, podobno i zabici.
Wszyscy […] gromadzimy się przed dyrekcją, znowu dochodzi do tego, że ruszamy w kierunku miasta. Gdy czołówka dochodzi do bramy, padają strzały, to oficerowie wojska strzelają do robotników. Są zabici stoczniowcy. Nie wychodzimy na miasto, lecz wracamy pod dyrekcję. Sytuacja jest bardzo poważna. Ogłoszony zostaje strajk okupacyjny stoczni. Wybrany zostaje komitet strajkowy. Wracamy na swoje wydziały. Zostają wyznaczone dyżury dla zabezpieczenia całego zakładu. […] przerwano nam łączność telefoniczną z miastem. […]
Dowiadujemy się wieczorem, że przed kamerami telewizji wystąpił były I sekretarz KW PZPR w Gdańsku, a obecny wicepremier Stanisław Kociołek. Nazwał nas „warchołami” „wichrzycielami” itp. Nawoływał również do podjęcia pracy następnego dnia.
Gdańsk, 16 grudnia
Wiesława Kwaśniewska, Grudzień ’70 w Gdyni, archiwum Solidarności, Warszawa 1986.
Trudno się zorientować, co tam się dzieje teraz – podobno strajk w stoczni trwa, próbuje się też otwierać porozbijane sklepy. Nasza telewizja i radio odezwały się na ten temat po dwóch dniach, gdy cały świat trąbił już o tym na wszelkie sposoby, prasa zaś nasza podała komunikat dopiero dziś. Nie negują, że był strajk i sprawa socjalna, kładą natomiast nacisk na „męty” i chuligaństwo. Przypominają, że zmiana cen jest podyktowana „koniecznością uzdrowienia gospodarki”, grożą represjami, a w ogóle, jak zwykle, informują minimalnie. Wczoraj w telewizji było trochę zdjęć, głównie popalonych autobusów.
Warszawa, 17 grudnia
Stefan Kisielewski, Dzienniki, Warszawa 1997.
Gdy [Tadeusz] Szczudłowski i [Andrzej] Kobzdej wyszli, 10 sierpnia w mieszkaniu Piotra Dyka na ulicy Sienkiewicza odbyło się przyjęcie powitalne. To właśnie wtedy Bogdan Borusewicz przekazał Lechowi Wałęsie i trzem innym stoczniowcom informację o dacie rozpoczęcia strajku w Stoczni.
Gdańsk, 10 sierpnia
Ruch Obrony Praw, red. Mateusz Sidor, Warszawa 2007, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Strajk, z założenia jednodniowy. Może uda się pociągnąć jeszcze dzień czy dwa. Jak się rozpocznie, to już będzie sukces. A jak się zakończy realizacją postulatów, będzie wspaniale.
Gdańsk, 10 sierpnia
Major Bąbel miał rację. Z Bogdanem Borusewiczem rozmawiają Piotr Głuchowski, Marek Sterlingow i Marek Wąs, „Gazeta Wyborcza” nr 31, z 7 lutego 2005.
Podczas zebrań MKS-u w sali BHP od razu orientowałem się, że ludzie są nazbyt napompowani emocją, zbyt podekscytowani, aby można było przeprowadzić jakąś poważną dyskusję [...]. To był taki swoisty ceremoniał: drzwi się otwierały, szedłem środkiem do stołu, na niewielkie podium, obracałem się gwałtownie w stronę sali, sekundę milczałem, mówiłem, że otwieram posiedzenie MKS i proponowałem odśpiewanie hymnu. Sala wstawała i chórem odśpiewywała hymn. Dosłownie ludzie, którzy dziesięć minut wcześniej przygotowywali ostre przemówienia [...], teraz bez protestu przyjmowali decyzje po dyskusjach przeprowadzonych w niewielkich gronach.
Gdańsk, 19 sierpnia
Lech Wałęsa, Droga nadziei, Kraków 1990, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Poszliśmy na salę BHP. [...] Była już godzina około wpół do dwunastej. No i zaczęliśmy rozmawiać z dyrektorem, dyrektor ciągle latał do telefonu.
Wszyscy siedzieliśmy tam, Lechu siedział na środku. Były 2 mikrofony i ja siedziałem koło Lecha, z drugiej strony Bogdan [Felski]. A dyrekcja, po drugiej stronie — dyrektor Wójcik, Słaby, kierownik kadr Szczypiński, przewodniczący ZSMP Bodziński. [...]
No i wtedy żeśmy tam debatowali nad naszymi postulatami. [...] Zbliża się godzina czternasta i widzieliśmy, że nie załatwimy tych naszych postulatów.
I wtedy Lechu Wałęsa powiedział do wiceprzewodniczącego starej rady: „Proszę pana, zostajemy na noc”. I to ludzie słyszeli, bo to było nagłośnione. Zostajemy na noc, proszę załatwić nam jedzenie, jakieś materace, żeby można było się przespać. Ogłaszamy strajk okupacyjny! [...]
Wtedy zajęliśmy się organizowaniem czujek, wózków, zaopatrzenia. [...] Bramy opanowaliśmy już o dwunastej. Nasi ludzie stali na bramach, już straż przemysłowa nie miała nic do gadania. Powiedzieliśmy, że zakładamy strajk okupacyjny, bo widzimy, że na dzisiaj nie zyskamy nic więcej. Musimy odpocząć. Jutro, tak żeśmy mówili, jutro musimy zacząć od nowa.
Stocznia Gdańska, 14 sierpnia
Jerzy Borowczak, Człowiek rodzi się i żyje wolnym, [zapisał Krzysztof Wyszkowski], „Tygodnik Solidarność” nr 20/1981.
Na strajk zajechałem tramwajem. [...] Usłyszałem syreny jeszcze w domu, wiedziałem, że tam się zaczęło. Nie mogłem wyjść wcześniej, trzeba było uporządkować dom. Danuta w pierwszych dniach po porodzie nie czuła się zbyt mocno, to nasze szóste, dziewczynka, nie dawało jej spokoju. Przy drugiej bramie już się kotłowało, ale straż uważnie sprawdzała przepustki, a ja od lat nie miałem wstępu na stocznię. Skręciłem na prawo, w stronę pierwszej bramy i tam, między dwiema bramami, koło szkoły, jest gdzieś z boku taka mała uliczka, tam zaszedłem i przeskoczyłem przez mur.
Gdańsk, 14 sierpnia
Lech Wałęsa, Droga nadziei, Kraków 1990, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Przyszedłem do Stoczni o 4.15 [...]. Po rozwieszeniu plakatów przygotowałem sobie ulotki. Miałem 500 sztuk i każdemu, kto wchodził do Stoczni, dawałem ulotkę, mówiąc: „Masz i czytaj! Dziś strajkuje cała stocznia”. [...]
Kiedy szedłem przez Stocznię, to miałem całe portki strachu. Nie o siebie, ale o tych ludzi, którzy idą za mną. Jeżeli ich zwolnią, to będą mieli pretensje do mnie, że ich pociągnąłem. I na wyrost im mówię: „W-4 stoi, K-3 stoi! Chodźcie!”. A ja nic nie wiedziałem, W-4 stanęło o 9.00 dopiero. I myślę, jak ja dojdę, a tam ludzie będą robić, to mnie chyba tu rozszarpią. O to się bałem. Przekonuję tych ludzi, że wszystko jest dobrze, daję z siebie wszystko, a nie wierzę w to, że wyjdzie. [...]
Myślałem sobie: wyjdzie, czy nie wyjdzie, ale to trzeba zrobić. Może nie wyjdzie, ale to musi dać jakiś efekt; jeśli nie uda się dzisiaj, to za kilka dni się uda. Bo trzeba szarpać i trzeba pokazywać, że są ludzie, którzy się nie boją, że jeśli nas sprzątną, to zrodzi się druga taka sama grupa, która podejmie starania. [...]
Wyszliśmy zza zakrętu i zobaczyliśmy grupę ludzi z K-3. [...] Połączyliśmy siły i z transparentami zaczęliśmy łazić po stoczni. Marsz kilkuset robotników trwał prawie dwie godziny. Po drodze dołączały kolejne wydziały. [...]
Już mieliśmy ponad tysiąc ludzi, to rosło tak, że już nie widzieliśmy końca pochodu. Co kawałek właziłem gdzieś na słup, żeby zobaczyć, gdzie koniec. Wtedy już byliśmy pewni, że się uda. Ludzie wychodzili z ładowni, ze statków, na trapy, wysoko, widzieli nas i schodzili potem na dół. Tak, że widzieliśmy, że co chwila to nas więcej jest. A kurz, bo to taki słoneczny dzień, tylko kurz za nami.
Gdańsk, 14 sierpnia
Jerzy Borowczak, Człowiek rodzi się i żyje wolnym, [zapisał Krzysztof Wyszkowski], „Tygodnik Solidarność” nr 20/1981, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Anna Walentynowicz stała się niewygodna, bo swoim przykładem działa na innych. Stała się niewygodna, bo broniła innych i mogła zorganizować kolegów. Jest to stała tendencja władz, by izolować tych, którzy mogli stać się przywódcami. [...] Jeżeli nie potrafimy się temu przeciwstawić, nie będzie nikogo, kto wystąpi przeciw podwyżce norm, łamaniu BHP czy zmuszaniu do nadgodzin. Dlatego apelujemy, wystąpcie w obronie suwnicowej Anny Walentynowicz. Jeżeli tego nie uczynicie, wielu z Was może się znaleźć w podobnej sytuacji.
Komitet Założycielski Wolnych Związków Zawodowych i redakcja „Robotnika Wybrzeża”:
Bogdan Borusewicz, Joanna Duda-Gwiazda, Andrzej Gwiazda,
Jan Karandziej, Maryla Płońska, Alina Pienkowska, Lech Wałęsa
Archiwum Opozycji Ośrodka KARTA, Warszawa.
Od razu wskoczyliśmy na tę koparkę, choć nikt nie bardzo chciał mówić. Nikt nie wiedział — co. [...] No i wtedy ja od razu mówię, że komitet strajkowy trzeba stworzyć. Wziąłem sobie kartkę, długopis i mówię: „Zapisujemy do komitetu strajkowego i apelujemy, żeby zgłaszali się ludzie starsi, robotnicy przede wszystkim”. [...] No i dyrektor się pojawił z tą swoją świtą. Stanął przed koparką i ludzie go nie widzieli. Pomogliśmy mu wdrapać się na koparkę, wciągnęliśmy go do góry. Taki wystraszony był, jeszcze go takim nigdy nie widziałem. Mówił: „wybierzcie komitet strajkowy i rozejdźcie się do pracy”. Ale ludzie, gdzie tam, zaczęli gwizdać. W ogóle nie chcieli go słuchać.
Patrzę, że Lechu [Wałęsa] biegnie. Od razu go wpisałem jako dwudziestego pierwszego na listę. [...] On wskoczył na koparkę, taki zdenerwowany widać był, cholera, i do dyrektora: „Czy pan mnie poznaje?”. I tak tym palcem do dyrektora, pamiętam, a dyrektor aż oniemiał. „Dziesięć lat pracowałem w Stoczni, wyrzucił mnie pan z mandatem zaufania załogi”. [...]
Lechu zaczął mówić, żeby zebrać postulaty i jakoś uporządkować [...]. Wtedy cały ten komitet, który był wpisany, z Lechem poszedł na W-4. [...]
Siedem postulatów wtedy było. Najpierw to było zabezpieczenie, żeby nas nie ruszano za strajk. Było zrównanie zasiłków do MSW i WP, przyjęcie Walentynowicz i Wałęsy. I było utworzenie Wolnych Związków Zawodowych, postawienie pomnika i podwyżka płac o 2 tysiące. Utworzenie wolnych związków to był nasz najważniejszy punkt, myśmy przecież wiedzieli, że jeżeli tego nie będzie, to niczego nie będzie.
Gdańsk, 14 sierpnia
Jerzy Borowczak, Człowiek rodzi się i żyje wolnym, [zapisał Krzysztof Wyszkowski], „Tygodnik Solidarność” nr 20/1981.
O rozpoczęciu strajku dowiedziałam się o godzinie 7.00 w przychodni od Alinki Pienkowskiej. [...] Wybiegłam przed bramę i tam zobaczyłam czterech „znajomych” panów, którzy wysiadali z samochodu. Udałam się do domu, panowie za mną. Korzystając z zamieszania na przejściu przez jezdnię, skryłam się u znajomych. Przez okno widziałam, jak do czterech panów dołączyły jeszcze dwie panie: sześć osób, aby mnie schwytać!
Zdawałam sobie sprawę, że muszę dotrzeć do Stoczni. Znów dyrektor powiedziałby: „Wy o nią strajkujecie, a jej nie ma, lekceważy strajk”.
Gdańsk, 14 sierpnia
Gdańsk. Sierpień 1980. Rozmowy Komisji Rządowej z Międzyzakładowym Komitetem Strajkowym, Warszawa 1981, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Lech Wałęsa:
Przypominamy, że to jest strajk okupacyjny. Do godziny 16.00, jeśli nie będą załatwione te sprawy, wtedy zorganizujemy się, to znaczy powołamy straże robotnicze, zabezpieczymy żywność, ewentualnie coś do spania, zawiadomimy rodziny. I dlatego prosimy, aby nikt się nie rozchodził, o 16.00 będą konkretne sprawy: albo załatwione i idziemy do domu, albo siedzimy do skutku. [...]
Chcemy mieć związki zawodowe wybrane z sali. Ludzi odpowiednich, którzy rzeczywiście będą starać się bronić interesu nas wszystkich i będą o nas po prostu walczyć.
Gdańsk, 14 sierpnia
Gdańsk. Sierpień 1980. Rozmowy, oprac. A. Drzycimski, T. Skutnik, Gdańsk 1990, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Siedem postulatów wtedy było. Najpierw to było zabezpieczenie, żeby nas nie ruszano za strajk. Było zrównanie zasiłków do MSW i WP. Przyjęcie Walentynowicz i Wałęsy. I było utworzenie [w Stoczni] Wolnych Związków Zawodowych, postawienie pomnika i podwyżka płac o 2 tysiące. Utworzenie wolnych związków to był najważniejszy punkt nasz, przecież myśmy wiedzieli, że jeżeli tego nie będzie, to niczego nie będzie.
Gdańsk, 14 sierpnia
Jerzy Borowczak, Człowiek rodzi się i żyje wolnym, zapisał K. Wyszkowski, „Tygodnik Solidarność” nr 20, z 14 sierpnia 1981, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Tow. Stanisław Kania:
Sytuacja rozwija się w niedobrym, niebezpiecznym kierunku. Do istniejących ognisk strajkowych w Warszawie (jedna zajezdnia autobusowa, dwie tramwajowe i częściowo MPT) i łódzkim (strajkują małe zakłady w okolicach Łodzi) doszedł Gdańsk. [...]
Rej wodzą dwaj korowcy oraz zwolniony z pracy Wałęsa, związany z grupą Kuronia. [...]
Sytuacja jest trudna, bo mamy do czynienia z dużym napięciem, a nawet objawami nienawiści do władzy. Gdy partia nie ma zbyt mocnego gruntu, nawet słabszy przeciwnik jest groźny.
Tow. Mieczysław Jagielski:
Trzeba poinformować tow. Gierka o sytuacji i powiedzieć, że jego wcześniejszy powrót z urlopu jest pożądany.
Warszawa, 14 sierpnia
Tajne dokumenty Biura Politycznego. PZPR a „Solidarność” 1980–1981, oprac. Z. Włodek, Londyn 1992, [cyt. za:]
Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Rano poszedłem sprawdzić grupy ulotkowe. Podstawą grup w kolejkach była młodzież wyrzucona ze Stoczni Północnej: Janek Karandziej, Mietek Klamrowski i Leszek Zborowski z bratem. Dołączyłem Tomka Wojdakowskiego, którego poznałem przez Mariusza Muskata. Dwie ekipy miały się pojawić na Żabiance, jedna w Sopocie Wyścigach. Pojechałem na Wyścigi około piątej rano. Byli. Wsiedliśmy do kolejki. Ja z przodu, oni z tyłu. Rozpoczęli wręczanie ulotek — od Oliwy. Wysiadłem na przystanku Gdańsk Żabianka, gdzie miały być dwie ekipy. Jedna była, w drugiej zabrakło połowy, czyli jednego. Później się okazało, że Leszek zaspał. Przybiegł, gdy kolejka odjeżdżała. Rozdawał więc w następnej aż do przystanku Gdańsk Stocznia. Zastąpiłem Leszka. Rozdawałem ulotki. Ryzykowałem, ale już wszystko było przygotowane, nawet gdyby mnie zatrzymali, ciąg dalszy powinien się potoczyć według zaplanowanego scenariusza.
Gdańsk, 14 sierpnia
Edmund Szczesiak, Borusewicz. Jak runął mur, Warszawa 2005.
Dochodzi godzina 15.00. W milczącym głośniku najpierw rozlegają się jakieś trzaski, potem stuki, przez które dochodzi gwar podniesionych głosów, po czym przebija głos Wałęsy: „Osiągnęliśmy porozumienie, mamy podpisy gwarantujące wykonanie naszych postulatów. Ogłaszam strajk w Stoczni Gdańskiej za zakończony...”.
Składamy sobie gratulacje, ściskamy się. Nie mogę powstrzymać łez.
Komentując wydarzenia z ostatnich godzin, idziemy w kierunku trzeciej bramy. Zbliżamy się i wciskamy w tłum, który falując ciśnie się do wyjścia. Okazuje się, że bramy są zamknięte.
Co się stało? — padają z różnych stron pytania. I oto słyszymy, że strajk w Stoczni został wprawdzie zakończony, ale właśnie rozpoczął się strajk solidarnościowy.
16 sierpnia
Karnawał z wyrokiem. Solidarność 1980–1981, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Gdzieś po godzinie 22.00 wszyscy obecni przedstawiciele zakładów zasiedli w Sali BHP i uchwalili, że tworzą Międzyzakładowy Komitet Strajkowy. Wybraliśmy Prezydium. Ktoś zaproponował, żeby przewodniczącym został przewodniczący Komitetu Strajkowego Stoczni. Wałęsa wyraził zgodę i podziękował. […]
Powołaliśmy komisję, która miała zebrać wszystkie postulaty z każdego zakładu i z nich wyłonić wspólne. W komisji byli ludzie wydelegowani przez zakłady, pierwszy raz ich widzieliśmy na oczy. Byłem bardzo zaniepokojony, że nie wiemy, kim są i co z tego zrobią. Okazało się, że byli świetni.
16 sierpnia
Karnawał z wyrokiem. Solidarność 1980–1981, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Postulaty zostały ułożone tak, by narzucały taktykę negocjacji. Od punktu najtrudniejszego do najłatwiejszego — i tak miały być dyskutowane. Nawet jeśli ze względów taktycznych omijałoby się punkt pierwszy, zostawiając go na potem, to jednak trzeba by wracać do niego jako głównego.
Wolne związki zawodowe to było maksimum, co mogliśmy osiągnąć. Gdy w nocy Tadeusz Szczudłowski z Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela dopisał jako postulat wolne wybory, ja, obudziwszy się rano, musiałem je po krótkiej dyskusji wykreślić. Zmieniłem także „zniesienie cenzury” na „ograniczenie cenzury”. Ważne wtedy było, by Sowieci nie mieli pretekstu do interwencji, jak w Czechosłowacji w 1968 roku.
16/17 sierpnia
Karnawał z wyrokiem. Solidarność 1980–1981, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Panowała ogólna radość, galimatias, Wałęsa przy mikrofonie. Dyrektor mówi: „Kończymy strajk”, a Lechu na to: „Tak, kończymy”. Poszło to od razu na cały zakład i dyrektor zaraz po tym zamknął radiowęzeł. Wszyscy wstali od stołu i wtedy wpadła na salę pani Henryka Krzywonos z MPK i skoczyła do Lecha z krzykiem: „Sprzedaliście nas! Teraz wszystkie małe zakłady jak pluskwy wyduszą!”. Wałęsa pyta, co robić. Mówię, że nie wiem, że to chyba koniec. Ręce mi już opadły. Więc Wałęsa ponownie chwycił mikrofon: „Kontynuujemy strajk solidarnościowy...”. Lecz radiowęzeł był już wyłączony. Wtedy kobiety — Ewa Ossowska, Alina Pienkowska i pani Ania [Walentynowicz] — pobiegły do bram, żeby zawracać ludzi do stoczni.
Gdańsk, 16 sierpnia
Potrzebna jest wytrwałość. Wywiad z B. Borusewiczem, „Przegląd Polityczny”, 1987, nr 9, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agniesza Dębska, Warszawa 2005.
Dochodzi godzina 15.00. W milczącym głośniku najpierw rozlegają się jakieś trzaski, potem stuki, przez które dochodzi gwar podniesionych głosów, po czym przebija głos Wałęsy: „Osiągnęliśmy porozumienie, mamy podpisy gwarantujące wykonanie naszych postulatów. Ogłaszam strajk w Stoczni Gdańskiej za zakończony...”.
Składamy sobie gratulacje, ściskamy się. Nie mogę powstrzymać łez.
Komentując wydarzenia z ostatnich godzin, idziemy w kierunku trzeciej bramy. Zbliżamy się i wciskamy w tłum, który falując ciśnie się do wyjścia. Okazuje się, że bramy są zamknięte.
Co się stało? — padają z różnych stron pytania. I oto słyszymy, że strajk w Stoczni został wprawdzie zakończony, ale właśnie rozpoczął się strajk solidarnościowy.
Gdańsk, 16 sierpnia
Sierpień ‘80 we wspomnieniach, red. Marek Latoszek, Gdańsk 1991, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Celem MKS jest koordynacja żądań i akcji strajkowej zakładów i przedsiębiorstw. [...] Opracowano tekst żądań i postulatów będących wspólną uchwałą komitetów strajkowych. Postanowiono kontynuować strajk do czasu spełnienia żądań i postulatów załóg. MKS jest upoważniony do prowadzenia rozmów z władzami centralnymi.
Gdańsk, 16 sierpnia
Archiwum Opozycji Ośrodka KARTA, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Dyrektor dąży do zakończenia strajku. [...] Walentynowicz przyjęta do pracy, Wałęsa też, jest zgoda na upamiętnienie ofiar Grudnia. I — po dłuższych targach — zgoda na podwyżkę, na 1500 złotych dla każdego. Wygląda na to, że za chwilę delegaci przegłosują zakończenie strajku. Siedzę przy Wałęsie, szarpię go za marynarkę i szepczę: „Przeciągaj! Przeciągaj!”. A on mi odpowiada, że nie jest w stanie.
Gdańsk, 16 sierpnia
Edmund Szczesiak, Borusewicz. Jak runął mur. Rozmowy z liderem opozycji demokratycznej, legendą Sierpnia ‘80 oraz podziemia „Solidarności”, pierwowzorem „Człowieka z żelaza”, Warszawa 2005, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Kilka minut po godzinie 14.00 uzyskałem połączenie telefoniczne z sekretariatem dyrektora Stoczni Gdańskiej. Sekretarka poinformowała mnie, że właśnie zostało podpisane porozumienie i wszyscy opuszczają Stocznię. Zadzwoniłem do znajomych mieszkających w pobliżu stoczni. [...] Znajoma jeszcze nic nie wiedziała, ale spojrzała przez okno i krzyknęła: „Co oni robią, oni naprawdę wychodzą!”. Nogi ugięły się pode mną. [...] Ogarnęła mnie wściekłość.
Nagle ożyły megafony. To dyrektor [...] informował o zakończeniu strajku w Gdańsku i wzywał do opuszczenia terenu zakładu. [...] Ludzie powoli zaczynali się rozchodzić. Usiłowałem ich powstrzymać.
Gdynia, 16 sierpnia
Andrzej Kołodziej, Gdyńscy komunardzi. Sierpień 1980 w Stoczni Gdynia, Gdynia 2008, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Stałem przy trzeciej bramie. Ci, którzy wychodzili, to byli starsi ludzie. Wyraźnie mieli dosyć. Uważali, że wygrali to, co chcieli. Przebrali się i pragnęli iść do domu na weekend, do rodziny, do dzieci. Wtedy było jasne, że zostaną w Stoczni zupełnie młodzi ludzie. [...] Sobota po południu to był strajk dwudziestolatków.
Gdańsk, 16 sierpnia
Kto tu wpuścił dziennikarzy. Według pomysłu Marka Millera. 25 lat później. Według pomysłu Janiny Jankowskiej i Marka Millera, Warszawa 2005, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Ta noc z soboty na niedzielę była jedną z trudniejszych. Pamiętano Grudzień ‘70, gdy zginęli ludzie. Stoczniowcy, którzy zostali, bali się, że też mogą zginąć. Radiowęzeł był w rękach dyrekcji. W sobotę bez przerwy nadawano komunikaty nakazujące opuszczenie Stoczni do godziny 18.00. Po tym czasie dyrektor nie bierze odpowiedzialności...
Gdańsk, 16/17 sierpnia
Edmund Szczesiak, Borusewicz. Jak runął mur. Rozmowy z liderem opozycji demokratycznej, legendą Sierpnia ‘80 oraz podziemia „Solidarności”, pierwowzorem „Człowieka z żelaza”, Warszawa 2005, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Trafiłem na kryzys. Pytam, gdzie Lech. Negocjuje z dyrekcją. A co się dzieje? Chcą kończyć strajk. Wchodzę na rozmowy, siadam koło Wałęsy. No i widzę, że sytuacja jest rzeczywiście niedobra. Strajk się niesamowicie rozwinął, dołączyła gdyńska Stocznia Komuny Paryskiej, stanęła komunikacja miejska w Gdańsku. Fala strajkowa rozszerza się. A Stocznia Gdańska kończy. Widzę, że część negocjatorów to nasi ludzie z komitetu strajkowego, ale widzę też wielu, których nie znam. Część z nich wyraźnie trzyma stronę dyrekcji. Okazało się, że dyrekcja wystąpiła z propozycją, żeby komitet poszerzyć o przedstawicieli wydziałów. Zadbała, aby w tej grupie znaleźli się ludzie jej sprzyjający. My nie mieliśmy dostępu do wszystkich wydziałów. Lech się zgodził i znalazł się w mniejszości. Dyrektor dąży do zakończenia strajku: Demokracja, głosujcie, wszystkie postulaty uwzględnione, załatwione. Walentynowicz przyjęta do pracy, Wałęsa też, jest zgoda na upamiętnienie ofiar Grudnia. I — po dłuższych targach — zgoda na podwyżkę, na tysiąc pięćset złotych dla każdego. Wygląda na to, że za chwilę delegaci przegłosują zakończenie strajku. Siedzę przy Wałęsie, szarpię go za marynarkę i szepczę: „Przeciągaj, przeciągaj!”. A on mi odpowiada, że nie jest w stanie. Nie da rady przeciągać…
Gdańsk, 16 sierpnia
Edmund Szczesiak, Borusewicz. Jak runął mur, Warszawa 2005.
W niedzielę zakłady nie pracowały. W związku z tym nie można było wykluczyć próby zajęcia Stoczni siłą. Bałem się też poniedziałku, bo wtedy wrócą ludzie, którzy wyszli ze Stoczni zadowoleni z podpisanego z Gniechem porozumienia, z uzyskanych podwyżek i innych postulatów stoczni. Co stanie się, jak oni zaczną pracować, to będzie kompromitacja. Co będzie, jak zaczną się bójki? Co robić: wpuszczać ich, nie wpuszczać? Zaproponowałem, żeby w niedzielę zrobić mszę na terenie Stoczni. Pojechałem do Gdańska, do Gdyni, kołatałem do różnych parafii. Nie tylko ja, kilku z nas rozjechało się po kościołach. Odmawiano albo piętrzono formalności. Tylko ksiądz prałat Hilary Jastak z Gdyni się zdecydował na tę mszę. […]
17 sierpnia
Karnawał z wyrokiem. Solidarność 1980–1981, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Niedzielna msza święta rozładowała strach. Przyszły tłumy z miasta. To było olbrzymie wzmocnienie moralne dla tych, którzy zostali. Mamy poparcie, nie jesteśmy sami. Na bramie zawisł krzyż, święte obrazy, portret Papieża. To też istotne. [...] Bo ludzie się bali, że wjadą czołgi. To była forma obrony. [...]
Sytuacja szczególna, przecież nie wiadomo było, jak się to zakończy, czy tej nocy Stocznia nie zostanie zaatakowana. Po mszy zapanowała już inna atmosfera. [...] Od tego czasu non stop, wyjąwszy głębię nocy, pod bramą Stoczni stali ludzie.
Gdańsk, 17 sierpnia
Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
W końcowej części uroczystości zabrał głos Lech Wałęsa, uniesiony do góry przez kilku stoczniowców, i oznajmił, że strajk będzie kontynuowany do czasu, kiedy nie zostaną spełnione postulaty mniejszych zakładów pracy. [...] Nadmienił, że wszedł pierwszy i wyjdzie ostatni. Zebrany tłum odśpiewał mu Sto lat.
Gdańsk, 17 sierpnia
Meldunek w zbiorach Archiwum Urzędu Ochrony Państwa, [cyt. za:] Katarzyna Madoń-Mitzner, Dni Solidarności, „Karta” nr 30, 2000.
Niedzielna msza święta rozładowała strach. Przyszły tłumy z miasta. To było olbrzymie wzmocnienie moralne dla tych, którzy zostali. Mamy poparcie, nie jesteśmy sami. Na bramie zawisły krzyż, święte obrazy, portret Papieża. To też było istotne. Przecież to wszystko mogło zawisnąć gdzie indziej. Zawisło na bramie. Dlaczego? Bo ludzie się bali, że wjadą czołgi. To była forma obrony.
Gdańsk, 17 sierpnia
Edmund Szczesiak, Borusewicz. Jak runął mur, Warszawa 2005.
W poniedziałek 18 sierpnia tysiące ludzi, którzy wyszli ze strajku w sobotę, przyszły pod Stocznię. Powiedziałem wcześniej, by wszystkich wpuszczać. Przed siódmą podszedłem pod bramę i zobaczyłem tłum stojący w niewielkim oddaleniu. Zorientowałem się, że ci ludzie nie wchodzą, bo są wyszydzani przez strajkujących, muszą przechodzić przez „ścieżkę hańby” — z okrzykami „zdrajcy”, „łamistrajki” i innymi epitetami, okładani są zwiniętymi gazetami, czasem opluwani. Przerwałem to, otworzyliśmy bramy. Początkowo nie było wiadomo, co się stanie, to było wielkie ryzyko. Gdyby podjęli pracę, strajk zapewne załamałby się (radiowęzeł nadal był w rękach dyrekcji, która agitowała stoczniowców). A oni wszyscy dołączyli do strajku.
18 sierpnia
Karnawał z wyrokiem. Solidarność 1980–1981, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Szanowni obywatele! Rodacy! Wydarzenia ostatnich tygodni, a zwłaszcza ostatnich dni przejmują nas wszystkich głęboką troską. Przerwy w pracy licznych zakładów, występujące kolejno w różnych regionach, naruszają normalny bieg życia, dezorganizują produkcję, rodzą napięcia. [...]
Można zrozumieć atmosferę emocji i napięcia, jakiej mogą ulegać nawet najuczciwsi ludzie. Jest jednak naszym obowiązkiem stwierdzić z całą stanowczością, że żadne działania godzące w podstawy porządku politycznego i społecznego w Polsce nie mogą być tolerowane. [...]
Są granice, których nikomu przekroczyć nie wolno. Wyznacza je polska racja stanu. Poczucie odpowiedzialności za los Ojczyzny.
Warszawa, 18 sierpnia
Karnawał z wyrokiem. Solidarność 1980–1981, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Podczas zebrań MKS-u w sali BHP od razu orientowałem się, że ludzie są nazbyt napompowani emocją, zbyt podekscytowani, aby można było przeprowadzić jakąś poważną dyskusję i podjąć wiążącą decyzję. To był taki swoisty ceremoniał: drzwi się otwierały, szedłem środkiem do stołu, na niewielkie podium, obracałem się gwałtownie w stronę sali, sekundę milczałem, mówiłem, że otwieram posiedzenie MKS i proponowałem odśpiewanie hymnu. Sala wstawała i chórem odśpiewywała hymn. Dosłownie ludzie, którzy dziesięć minut wcześniej przygotowywali ostre przemówienia w stylu „my im dołożymy”, teraz bez protestu przyjmowali decyzje po dyskusjach przeprowadzonych w niewielkich gronach.
19 sierpnia
Karnawał z wyrokiem. Solidarność 1980–1981, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Te pertraktacje [17 zakładów] wyglądały mniej więcej tak:
Wicepremier Pyka: — Mówicie, że nie ma mięsa. Dobra, 60 ton dostaniecie, zaimportujemy!
— Panie premierze, a kiedy to mięso będzie?
— Muszę się ministra spytać: Andrzej, kiedy to mięso będzie? [do ministra Jedynaka]
— W ogóle go nie będzie, panie premierze.
— Dobra, siedź cicho! Jak z EWG zaimportujemy, to będzie.
[...] Powiedział: „Ja wiem, że u was jest ciężka sytuacja mieszkaniowa. Dobrze, 120 tysięcy rodzin dostanie mieszkania. Daję wam dwie fabryki domów. Jedną z wielkiej płyty, a drugą na takie ładne domki, indywidualne. Francuska licencja. Zadowoleni jesteście?”.
Gdańsk, 19 sierpnia
Wojciech Giełżyński, Lech Stefański, Gdańsk. Sierpień ‘80, Warszawa 1981, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Wjeżdżamy do Trójmiasta i to, co widzę, zapiera mi dech w piersiach. Ludzie na murach, w oknach, na bramach, sztandary, transparenty, kobiety pod zakładami przekazują coś swoim mężczyznom. Spokój, porządek, odwaga. Strajki na taką skalę i spokój. Coś niesamowitego, nowego, pięknego.
Gdańsk, 19 sierpnia
Regina Dąbrowska, zbiór dzienników Archiwum Opozycji OK, sygn. AO II/78, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Jesteśmy pierwszym autentycznym wolnym przedstawicielstwem rzesz pracowniczych w naszym kraju. Nakłada to na nas wielką odpowiedzialność wobec całego społeczeństwa. Naszym głównym celem jest utworzenie Wolnych Związków Zawodowych, niezależnych od PZPR i pracodawców, bowiem tylko wówczas prawa i interesy pracowników mogą być skutecznie bronione. [...]
Oczekujemy więc na przyjazd władz centralnych. Każdy dzień zwłoki będzie dowodem, że władze nie chcą przyznać prawa do autentycznego przedstawicielstwa ludziom pracy w Polsce. [...] Walczymy o słuszną sprawę i zwyciężymy. Z każdym dniem jest nas coraz więcej, a od władz zależy jedynie wielkość społecznych kosztów zwłoki.
Gdańsk, 19 sierpnia
Zapis wydarzeń. Gdańsk – Sierpień 1980. Dokumenty, oprac. Andrzej Drzycimski, Tadeusz Skutnik, Warszawa 2000, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Wszyscy — rządzeni i rządzący — kierować się musimy dobrem Polski. W obecnym położeniu powstrzymać się należy od jątrzenia i dzielenia społeczeństwa za pomocą nieprzemyślanych słów i obelżywych kwalifikacji. Dość już było za naszej pamięci zniesławiających kampanii nienawiści. Nauczmy się wszyscy wzajemnie szanować swoją godność.
[...] Historia nie wybaczy nikomu, kto sięgnąłby po inne rozwiązania niż droga takiego porozumienia. Apelujemy o wejście na tę drogę, apelujemy o rozwagę i wyobraźnię, w przekonaniu, że nie ma w tej chwili ważniejszej sprawy dla Polski.
Warszawa, 20 sierpnia
Karnawał z wyrokiem. Solidarność 1980–1981, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Pierwszy punkt naszych postulatów ma znaczenie kluczowe. Bez niezależnych związków zawodowych wszystkie inne postulaty mogą być przekreślone w przyszłości. Nie raz już tak bywało w krótkiej historii PRL-u. Oficjalne związki zawodowe nie tylko nie broniły i nie bronią naszych praw i interesów, ale przejawiają w stosunku do słusznej akcji strajkowej większą wrogość niż czynniki partyjno-rządowe. Najostrzej o akcji strajkowej wypowiedział się przewodniczący CRZZ Szydlak. [...] Nasz strajk określił jako przejaw wrogich sił i terror. Jego słowa są słowami groźby: „Nie oddamy władzy, nie podzielimy się władzą”.
Gdańsk, 20 sierpnia
Archiwum Opozycji Ośrodka KARTA, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Ze szczególnie dojmującym zażenowaniem tych parę słów adresuję, zażenowaniem płynącym z poczucia bezradności naszej, nas – skazanych na literackie formy pokonywania odległości w chwilach, kiedy tak cudownie odradza się na naszych oczach ludzka solidarność i godność. Jakże zazdroszczę tym z Gdańska, jakże chciałbym być między nimi, kiedy oto dokonuje się ten cud odbudowywania wspólnoty ludzi przepojonych przeświadczeniem o sensie wspólnej walki, zjednoczonych uczuciem (jakże wspaniałe musi być to uczucie!) przezwyciężenia strachu, tego strachu, który zdawał się być na trwałe już zaszczepiony przez bezprawie i przemoc. Więc jednak okazuje się, że te 40 lat wyjaławiania ducha ludzkiego z wartości najbardziej ludzkich nie zabiło w społeczeństwie oporu przed sowietyzacją życia społecznego, przed wyzuciem go z wszelkich praw, również prawa do obrony człowieczeństwa.
Gorzyń, 20 sierpnia
Zbigniew Gluza, Ósmego Dnia, Wydawnictwo KARTA, wyd. II, Warszawa 1994.
Tow. Stanisław Kania:
Gdańsk. Sytuacja nadal trudna. Od wczoraj nastąpiło zaostrzenie i skomplikowanie jej m.in. z powodu niezbyt dobrze prowadzonych rozmów przez komisję rządową. Dwa dni temu dwie stocznie odcinały się od postulatów politycznych i podporządkowania Międzyzakładowemu Komitetowi Strajkowemu, dziś deklarują przyłączenie się do niego. I to jest nasza klęska.
Warszawa, 21 sierpnia
Archiwum Akt Nowych, zespół KC PZPR, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Proszę państwa, jestem z „Malmoru”. Wczoraj doszły wiadomości tu na salę, że „Malmor” zdradził MKS. Więc jest to nieprawda. Prawdopodobnie, my o tym nie wiemy, ale rozmowy z delegacją rządową podjęła delegacja wybrana przez dyrekcję, jak w wielu zakładach pracy to jest czynione obecnie, w celu spowodowania chaosu. [...] Jeszcze raz oświadczam, że my, pracownicy „Malmoru”, nie poddaliśmy się i nikt z nas nie opuści Stoczni.
Gdańsk, 21 sierpnia
Gdańsk. Sierpień 1980. Rozmowy, oprac. Andrzej Drzycimski, Tadeusz Skutnik, Gdańsk 1990, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Rządząca partia stanęła przed sądem klasy, z której rzekomo wywodzi swój rodowód i w której imieniu jakoby sprawuje rządy. [...]
Strajkujący stoczniowcy i popierający ich solidarnie robotnicy innych zakładów produkcyjnych Wybrzeża nie zagrażają ani socjalizmowi, ani bezpieczeństwu kraju. W okupowanych przez nich warsztatach pracy, które na mocy konstytucji PRL do nich należą, odradzają się zasady, ideały, prawa, od których praktyka władzy daleko odeszła; tworzy się nowa jedność narodowa, która przekreśla podziały i różnice; tworzy się prawdziwe poczucie społecznej własności i odpowiedzialności za kraj. [...]
Strajkujący wyrażają czynnie to, co myśli i czuje, czego pragnie cały naród polski. Świadomość tego powinna przekonać władze o bezsensie jakiejkolwiek próby użycia siły. Strajkujący mają też za sobą międzynarodowy ruch zawodowy i ogromną większość opinii światowej, która z zapartym tchem śledzi ich spokojną, bezkrwawą walkę — ufajmy, że do końca bezkrwawą — wiedząc, że ważą się losy nie tylko robotników polskich, nie tylko Polski całej — ale i losy Europy.
Warszawa, 21 sierpnia
Zapis wydarzeń. Gdańsk – Sierpień 1980. Dokumenty, oprac. Andrzej Drzycimski, Tadeusz Skutnik, Warszawa 2000, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Oficjalnie oświadczam, że jak władza nie przestanie aresztować działaczy KOR-u i innych organizacji społeczno-politycznych, nie będzie negocjacji żadnych. Czarowali, czarują i czarować w dalszym ciągu chcą! Czekamy ponad tydzień na nich. [...] Nie może być żadnych aresztowań i zatrzymywań ludzi, którzy nie kierują nami, bo kierujemy się sami, ale pomagają nam i pomagali przedtem. Przetarli niektórym oczy — o historii i o tym, co nam się właściwie należy. [...] Apeluję do władz: ja chcę ich tu widzieć!
Gdańsk, 22 sierpnia
Gdańsk. Sierpień 1980. Rozmowy, oprac. Andrzej Drzycimski, Tadeusz Skutnik, Gdańsk 1990, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Spytałem się konkretnie, co mają nam do zaproponowania [Bronisław Geremek i Tadeusz Mazowiecki], bo my naprawdę potrzebujemy pomocy. A Geremek na to: „My jesteśmy intelektualiści. My się do tego nie nadajemy, my możemy występować w roli doradców, ekspertów”. I to była myśl! Brakujące ogniwo znalazło się samo. [...] Nie było czasu na zbieranie referencji o naszych ekspertach. Na pytanie: „Jak długo tu z nami będziecie?”, Mazowiecki odpowiedział: „Do końca”.
Przyjechali w samą porę. Te 21 postulatów było świetnych, ale w negocjacjach, a potem w praktyce mogły z nich zostać strzępy. [...] Powstawał pomost i było to też na rękę władzy. Ona się chyba, i słusznie, bała radykalizmu sformułowań zdenerwowanych, prostych ludzi.
Gdańsk, 22 sierpnia
Lech Wałęsa, Droga nadziei, Kraków 1990, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Gdy jechałem do Gdańska, nikt nie powiedział mi, jaki jest zakres moich kompetencji. Usłyszałem tylko: „Jedź i zażegnaj konflikt społeczny. I to jak najszybciej, bo sytuacja jest bardzo poważna”.
[...] Pamiętam pierwsze wejście, nieprzyjazne okrzyki, bębnienie w autobus, który nas przywiózł. [...] Czułem tę wrogość. To było makabryczne. Ja, z głęboką arytmią serca, musiałem godnie reprezentować władzę.
Warszawa–Gdańsk, 23 sierpnia
Czułem tę wrogość. M. Jagielski w rozmowie z A. Bikont, „Gazeta Wyborcza” nr 201, z 30 sierpnia 1995, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Przez cały strajk nie opuszczałem Stoczni na krok — z jednym wyjątkiem. Jako szef zabezpieczenia musiałem udać się po delegację rządową. Byli w niej m.in. Jagielski, Kołodziejski, Fiszbach. Musieliśmy podpisać oświadczenia, że nie pozwolimy, by ktokolwiek przystąpił do nich bliżej niż na metr oraz że gwarantujemy im bezpieczeństwo. Wszystko działo się tak prędko. To z naszej strony było strasznie ryzykowne, przecież w tym tłumie mógł się znaleźć jakiś prowokator, który by ich zaatakował. [...]
Nikt ich nie ruszył, natomiast niewiele brakowało, by stoczniowcy zlinczowali nas — grupę zabezpieczenia — za to, żeśmy za mocno powstrzymywali napierających kamerzystów amerykańskiej ekipy telewizyjnej. Krzyczeli: „Puśćcie ich, to wolna prasa!”.
Gdańsk, 23 sierpnia
Wyniosło mnie w górę. Wspomnienia uczestników Sierpnia ‘80, oprac. Joanna Szczęsna, Jacek Kurski, „Gazeta Wyborcza” nr 202, z 29 sierpnia 1998, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Zbliżam się od strony sali BHP wąskim szpalerem wśród tłumu stoczniowców, z dyrektorem Gniechem i kilkoma członkami MKS-u. Z autokaru wysiada Jagielski. Blada, ściągnięta twarz, pod pachą ciemna aktówka, za nim Fiszbach i reszta. Podchodzę, wyciągam rękę, witam w Stoczni. Jestem odprężony, uśmiechnięty. „Leszek, Leszek!” — skanduje tłum jak jeden mąż. Ma się w tym wyrazić wotum zaufania, przyznane nam przez strajkujących, przyjezdni mają widzieć, jak daleko idące jest pełnomocnictwo. Las ludzi, las podniesionych rąk z zaciśniętymi pięściami.
Gdańsk, 23 sierpnia
Lech Wałęsa, Droga nadziei, Kraków 1990, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Lech Wałęsa:
Telefony są nieczynne. [...] Czy mogę się dowiedzieć, dlaczego jest blokada?
Lech Bądkowski, pisarz, członek Prezydium MKS:
Pan wojewoda oświadczył, o ile dobrze pamiętam, że od godziny 11.30 jest już połączenie ze Szczecinem. Natomiast odnośnie naszego postulatu przywrócenia łączności telekomunikacyjnej z Warszawą...
Zbigniew Zieliński, członek Komisji Rządowej:
Otóż nad Warszawą... w ciągu ubiegłej nocy przeszła potężna trąba, która punktowo zniszczyła duże obszary miasta.
Ja byłem przy tym. [...]
Alina Pienkowska, członek Prezydium MKS:
Chciałam podać informację, że telefony z Warszawą zostały zablokowane w piątek tydzień temu. Nie było mowy o żadnej wichurze wtedy. [...]
Mieczysław Jagielski:
Panie przewodniczący, szanowni zebrani. Z natury rzeczy w skrócie starałem się możliwie zreferować punkt widzenia na poszczególne sprawy, które zostały postawione. [...] Ja chcę być też uczciwym człowiekiem i móc każdemu tutaj — i w Gdańsku, i poza Gdańskiem — otwarcie spojrzeć w oczy. [...] Jeślibym podjął zobowiązania, które byłyby nierealne, oznaczałoby to po prostu, że postępuję nieuczciwie.
Lech Wałęsa:
My podpowiemy. Jedno rozwiązanie jest na pewno to, co my proponujemy: wolne związki zawodowe, silne i prężne, tak jak sobie świat pracy życzy. To nie jest polityczna sprawa. To jest rzeczywiście przeciwwaga i kontrola. Będziemy się kontrolować sami, będziemy sami widzieć błędy, proponować rozwiązania, a nigdy nie środkami takimi, jak to jest teraz robione, przez utrudnianie ludziom, którzy chcą coś powiedzieć, coś zrobić, przez aresztowania, zatrzymywania i powiększanie aparatu władzy, znaczy milicji. Bo jeśli będziemy wszyscy w porządku, jeśli władza, rząd będzie w porządku, nie będzie musiała się obstawiać tak bardzo milicją i SB.
Gdańsk, 23 sierpnia
Gdańsk. Sierpień 1980. Rozmowy, oprac. Andrzej Drzycimski, Tadeusz Skutnik, Gdańsk 1990, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Zwracamy uwagę, że kłamliwe przedstawianie sytuacji na Wybrzeżu oraz intencji strajkujących robotników podrywa resztki zaufania do ocenzurowanej prasy, radia i telewizji i nie przyczynia się do uspokojenia nastrojów społeczeństwa. Żądamy przedstawienia wszystkim Polakom pełnej i prawdziwej informacji o naszych postulatach.
Gdańsk, 23 sierpnia
Zapis wydarzeń. Gdańsk – Sierpień 1980. Dokumenty, oprac. Andrzej Drzycimski, Tadeusz Skutnik, Warszawa 2000, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Tow. Mieczysław Jagielski (przybył na salę wprost z Gdańska):
Strajkiem w Gdańsku kieruje sztab ludzi myślących, kierowanych z Warszawy. Strategia ich — przedłużać strajk za wszelką cenę i wygrać. Dominują problemy polityczne. Opanowali i sterroryzowali załogi, z którymi byśmy mogli dojść do porozumienia. Wałęsa ma doradców, w sztabie są specjaliści różnych branż i zawodów, widziałem ludzi dobrze mi znanych. [...] Mają dobraną, ćwiczoną i utrzymywaną w dyscyplinie kadrę organizującą reakcje na nasze wystąpienia. [...] Zwlekali z rozpoczęciem rozmów, aby winą obarczyć Komisję Rządową.
Przed bramą Stoczni potężny, agresywny tłum. Przeważnie młodzi, starsi zachowują się spokojniej. Każdy pokazuje dwoma palcami „victoria”. [...]
Kiedy przemawiałem, brutalnie mi przerywali, ale do końca wyłożyłem nasze stanowisko i trzy godziny odpowiadałem na pytania. [...] Trudno prowadzić rozmowy, jesteśmy upodlani, upokarzani. [...] Jak długo zamierzają strajkować? — nie wiem.
Warszawa, 24 sierpnia
Archiwum Akt Nowych, zespół KC PZPR, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Ludzie pod Stocznię przychodzili najpierw z ciekawości, a potem żeby postać, żeby swoją obecnością pod bramą dać dowód poparcia. Pójść pod Stocznię to było coś na kształt obywatelskiego obowiązku. W okolicach dworca byłam świadkiem rozmowy żony z mężem. Ona mówi: „Idziemy pod Stocznię”. On na to: „Nie pójdę tam. Taki tłok, gdzie będziesz się pchała z dzieckiem”. — „Jesteśmy w Gdańsku, musimy pójść pod Stocznię”. — „Ale co ci da stanie w tłumie”. — „Czyś ty zwariował, przecież to twój obowiązek pójść pod Stocznię i postać trochę.”
Gdańsk, 24 sierpnia
Kto tu wpuścił dziennikarzy. Według pomysłu Marka Millera. 25 lat później. Według pomysłu Janiny Jankowskiej i Marka Millera, Warszawa 2005, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
My, polscy dziennikarze obecni na Wybrzeżu Gdańskim w czasie strajku, oświadczamy, że wiele informacji dotychczas publikowanych, a przede wszystkim sposób ich komentowania, nie odpowiada istocie zachodzących tu wydarzeń. Taki stan sprzyja dezinformacji. Istniejąca blokada telekomunikacyjna oraz brak możliwości publikowania materiałów przedstawiających prawdziwy obraz sytuacji dotyka nas boleśnie i uniemożliwia uczciwe wypełnianie obowiązków zawodowych.
Gdańsk, 25 sierpnia
Archiwum Opozycji Ośrodka KARTA, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Po stoczniowcach kolej na protest dziennikarzy. Już ich tutaj z pół setki, a dwa razy tyle z zagranicy.
11.20. Andrzej Bajorek z „Życia Warszawy” zwołuje nas, coś jakby wiec, trochę jak sympozjum, proponuje uchwalić rezolucję przeciw blokadzie informacji. I w ogóle przeciw fałszywemu informowaniu o charakterze i celach strajku. Pierwszy taki bunt w PRL.
Wszyscy są „za”, ale dużo wątpliwości. [...] Piszemy tekst, zmieniamy. [...] Jeden kolega z Wybrzeża podpisał, potem oderwał swój podpis i zjadł, potem przeprosił i znów podpisał. W końcu podpisują wszyscy. Potem niektóre nazwiska... znikają. Ale tekst jest, dajemy go zagraniczniakom. W pełnym brzmieniu.
Gdańsk, 25 sierpnia
Wojciech Giełżyński, Klaskać to będziemy na koniec, „Rzeczpospolita” nr 200, z 27–28 sierpnia 2005, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Uwagi dotyczące formuły [rozmów z MKS-em]:
1. Zmiana w stosunku do pierwszej tury rozmów formy zachowań (werbalnych i gestu). Potrzebna „dyplomatyczna agresywność” w celu przejęcia inicjatywy lub osiągnięcia równowagi, elementy lżejsze, np. „zastanówmy się”. [...]
3. Obniżenie rangi przewodniczącego poprzez zwracanie się do członków komisji [MKS]. [...]
5. Konieczność opracowania takiej formuły odpowiedzi na szczegółowe propozycje, aby przełamać barierę psychiczną i uzyskać aplauz sali i Stoczni. [...]
8. Konieczność przemyślenia formy wejścia na salę obrad — dojazd do sali nie autokarem, a samochodem (wielkość samochodu dostosowana do wielkości ekipy). Wjeżdżać pierwszą bramą.
Gdańsk, 25 sierpnia
Archiwum Akt Nowych, zespół KC PZPR, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Po śniadaniu jedziemy [z Gdyni] do Gdańska. I znów spacer po starówce. Jestem urzeczona pięknem kamieniczek. [...] Zjadamy lody i jedziemy do stoczni. Przed bramą Stoczni im. Lenina ogromny ruch. Ludzie czytają ulotki oraz prasę informacyjną. Wymienia się poglądy przez bramę oraz ogrodzenie Stoczni. Brama w powodzi kwiatów. Trwają rozmowy Kom[isji] Rządowej z przedstawicielami strajkujących robotników. Komisji rządowej przewodniczy po zmianie wicepremier Jagielski. Rozmowy przekazywane są przez radiowęzeł, słychać też przy Bramie Głównej Stoczni. Obok bramy wystawiona jest skarbonka na wolne datki dla wspomożenia strajkujących. Również i ja popieram akcję.
Wśród ludzi strajkujących przeważają ludzie młodzi. Ludzie ci zasługują na słowa podziwu. Podziwiam odwagę i konsekwencję. To już 11 dzień odosobnienia od rodziny i najbliższych. Na twarzach widać zmęczenie. Konsekwentnie dążą do sfinalizowania rozmów — rozwiązania problemów. Słyszymy fragmenty z sali obrad.
Gdańsk, 25 sierpnia
Domicela Pankiewicz, Dziennik z sierpnia 1980 w zbiorach Biblioteki Narodowej, akc. 13135.
Gdańsk. Przyjazd Komisji Rządowej na II turę rozmów z gdańskim Międzyzakładowym Komitetem Strajkowym
Główna wiadomość poranna: przyjeżdżają! Po niepewności i niepokoju snujących się cały poniedziałek ulga oraz zaciekawienie. [...] Idą wśród zamilkłego szpaleru twarzy [...]. Zupełna cisza, w której słychać tylko słowa idącego na przedzie premiera: „Dzień dobry, dzień dobry, przyjechaliśmy, jesteśmy”. Ani słowa odpowiedzi. Milcząca odmowa kontaktu przed ujawnieniem tego, co kryją wewnątrz teczek i aktówek. Pełna świadomość bezwartościowości pozorów. Idą spięci. Co myślą? Czy tylko się boją?
Gdańsk, 26 sierpnia
Waldemar Kuczyński, Burza nad Wisłą. Dziennik 1980–1981, Warszawa 2002, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Lech Wałęsa:
Chcemy wolnych, niezależnych i naprawdę samorządnych związków. W kraju jest trudna i kryzysowa sytuacja gospodarcza. Wynikła ona stąd, że świat pracy nie miał prawdziwej, własnej reprezentacji związkowej. [...]
Mieczysław Jagielski:
[...] Sprawa ta została podjęta na ostatnim Plenum KC naszej partii. [...] Powiedziano, że ważnym i pilnym zadaniem jest odnowa działalności związków zawodowych. [...] Konieczne jest podjęcie kroków, które otworzyłyby drogę do radykalnej poprawy sytuacji i pozwoliły ruchowi zawodowemu umocnić jego klasowy charakter i odzyskać pozycję w masach. [...]
Lech Sobieszek (członek Prezydium MKS):
[...] Uważam — nie chciałbym nikogo ośmieszać — ale po prostu uważam, że zaszło jakieś nieporozumienie. Po prostu my żądamy wolnych związków zawodowych, a pan premier [obstaje] przy swoich warunkach modernizacji starych. Nam nie o to chodzi.
Gdańsk, 26 sierpnia
Gdańsk. Sierpień 1980. Rozmowy, oprac. Andrzej Drzycimski, Tadeusz Skutnik, Gdańsk 1990, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Z posiadanego rozeznania wynika, że staje się coraz bardziej aktywny i agresywny tzw. MKS w Gdańsku, opanowany przez elementy kontrrewolucyjne i działania tego ośrodka zmierzają do wywołania w Polsce strajku powszechnego. [...] W tej sytuacji Sztab MSW proponuje podjęcie następujących działań porządkowo-represyjnych:
1. Uruchomienie Portu Północnego w Gdańsku i portu w Świnoujściu przez jednostki Marynarki Wojennej, co powinno dać efekt psychologiczny i ekonomiczny.
2. Blokady stoczni w Gdańsku przez jednostki ZOMO z jednoczesnym ultymatywnym wezwaniem do ich [sic!] opuszczenia przez znajdujące się tam resztki załóg.
[...]
4. Izolacja aktywu grup antysocjalistycznych na podstawie nakazów aresztowania wydanych przez właściwe prokuratury i doprowadzenie do wniesienia aktów oskarżenia.
Warszawa, 26 sierpnia
Archiwum Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Tow. Stanisław Kania:
Sytuacja rzeczywiście jest bardzo niebezpieczna. Ale nie może być mowy o innych alternatywach niż środki polityczne. Nie ma zakłóceń porządku.
Tow. Mieczysław Jagielski:
[...] Istota sprawy w rozmowach sprowadza się do podstawowego pytania z ich strony — czy zgadzamy się na wolne, samorządne związki zawodowe? Dziś jeszcze pytają, jutro mogą nie pytać. Czas działa na naszą niekorzyść. [...] Mam głębokie przekonanie, że jeśli nie wyrazimy zgody na organizację nowych związków, Gdańsk nie ruszy. [...]
Tow. Stanisław Kania:
[...] Proponuję, aby dziś nie przesądzać, że już zgadzamy się na stworzenie nowej struktury. Ale też tak między nami i tego stanowiska nie uznawać za definitywne, bo lepiej zrobić nawet krok w prawo niż krok w przepaść.
Warszawa, 26 sierpnia
Archiwum Akt Nowych, zespół KC PZPR, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Wiemy, że gdy nie ma rzetelnej pracy, to najlepszy ustrój gospodarczy zawiedzie i będziemy tylko mnożyli długi i pożyczki. [...]
Chociaż człowiek ma prawo do wypoczynku, chociaż niekiedy, gdy nie ma innych środków – ma prawo do zaznaczenia swojego stanowiska, chociażby wstrzymując się od pracy, wiemy jednak, że jest to argument bardzo kosztowny. [...] Praca zawodowa jest nie tylko elementem ekonomicznym, jest również elementem społecznym i moralnym, wiążącym się z formacją duchową człowieka. Jeżeli ta formacja jest pogłębiona, przestaje kuleć cała gospodarka narodowa.
Częstochowa, 26 sierpnia
Archiwum Opozycji Ośrodka KARTA, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Rada Główna Episkopatu Polski wyraża uznanie zarówno strajkującym robotnikom i ich komitetom, jak i władzom za to, że nie dopuściły do zaburzeń porządku publicznego. Dowodzi to dojrzałości obywatelskiej i politycznej. [...]
Wzywając do zachowania ładu, spokoju i rozwagi, [Rada] podkreśla z całą mocą i przypomina wszystkim, że warunkiem pokoju wewnętrznego jest poszanowanie niezbywalnych praw Narodu.
Częstochowa, 26 sierpnia
Archiwum Opozycji Ośrodka KARTA, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
[...] dziwi wszystkich wiernych i mnie osobiście bierna postawa Episkopatu Polski wobec istotnych spraw narodu polskiego. Społeczeństwo Wybrzeża i my wszyscy oczekiwaliśmy zarządzenia przez Episkopat Polski modlitw, specjalnych suplikacji o pokój wewnętrzny i sprawiedliwe rozstrzygnięcie postulatów zgłoszonych przez robotników władzom PRL.
Bierność Episkopatu Polski w tych dniach na rzecz robotników jest tym bardziej bolesna, że jednym z żądań strajkujących, ujętym w punkcie 3, jest udostępnienie środków masowego przekazu dla przedstawicieli wszystkich wyznań.
Na gorzką ironię w tym kontekście zakrawa fakt, że kosztem robotniczych ofiar wywalczone dla Kościoła prawo wolności słowa w środkach masowego przekazu, z którego skorzystał Wasza Eminencja w dniu 26 sierpnia 1980, wymierzone zostało przeciwko tymże robotnikom.
Społeczeństwo Wybrzeża dało natychmiast, spontanicznie wyraz swemu rozgoryczeniu, stawiając nas, księży Wybrzeża, w bardzo trudnej sytuacji. [...]
Wymowna była reakcja władz partyjnych Wybrzeża, które gorliwie w swej antyrobotniczej kampanii powołują się obecnie na tezy przemówienia Księdza Prymasa przedrukowane przez prasę partyjną Wybrzeża.
Gdynia, 26 sierpnia
Zapis wydarzeń. Gdańsk – Sierpień 1980. Dokumenty, oprac. Andrzej Drzycimski, Tadeusz Skutnik, Warszawa 2000, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Tow. prof. Antoni Rajkiewicz (doradca tow. Gierka):
Hasło wywoławcze — wolne związki zawodowe; lecz przyjęli wczoraj po dyskusji formułę „samorządnych związków”.
Z rozmów przeprowadzonych w międzyczasie wiem, że przyjęcie wydyskutowanych propozycji daje 90-procentową gwarancję przystąpienia do pracy.
[...]
Tow. Mieczysław Jagielski:
Byliśmy wczoraj z tow. Fiszbachem i tow. Zielińskim w Warszawie. Referowaliśmy sytuację — nie ma zgody na powołanie samorządnych związków zawodowych. Naradę proponuję zakończyć.
Gdańsk, 27 sierpnia
Archiwum Państwowe w Gdańsku, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Jeśli miało dojść do podpisania porozumień, trzeba było znaleźć kompromis w punkcie, w którym władza zgadzała się na tworzenie niezależnych związków zawodowych. Słowo „wolne” (przed „związki zawodowe”) nie dlatego zostało zastąpione „niezależnymi i samorządnymi”, żebyśmy mieli zastrzeżenia do samego słowa „wolne”. [...] Chodziło o to, żeby nie było skojarzeń, z Wolnymi Związkami na Zachodzie. Chcieliśmy podkreślić, że tu powstaje coś oryginalnego, własnego, samodzielnie polskiego.
Gdańsk, 27 sierpnia
Janina Jankowska, Portrety niedokończone. Rozmowy z twórcami „Solidarności” 1980–1981, Warszawa 2004, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Trzeba aktywnie, stanowczo, zarazem taktownie wpływać na ograniczenie możliwości gromadzenia się ludzi pod bramą Stoczni. Wejście do Stoczni siłą jest nierealne, niewiele by dało, a mogłoby doprowadzić do rozlewu krwi.
Warszawa, 27 sierpnia
Archiwum Akt Nowych, zespół KC PZPR, [cyt. za:] Katarzyna Madoń-Mitzner, Dni Solidarności, „Karta” nr 30, 2000.
Andrzej Gwiazda:
Panie premierze i wysoka Komisjo! U nas podobno nie ma więźniów politycznych. Ale czy możemy mieć pełne zaufanie do naszego wymiaru sprawiedliwości w takiej sprawie? Mamy zagwarantowane bezpieczeństwo za akcję strajkową, że uczestnicy i współpracownicy strajku, ludzie wspomagający strajk nie będą prześladowani, nie będą represjonowani. Ale czy możemy być pewni, że nie znajdą się fałszywi świadkowie i nie okaże się, że cały MKS to banda kryminalistów? To budzi nasze poważne zaniepokojenie. [oklaski]
Żyjemy w kraju, w którym jedność narodu jest wymuszona pałką policyjną.
Mieczysław Jagielski:
Proszę pana, to są bardzo dalekie sformułowania.
Andrzej Gwiazda:
Dalekie i może demagogiczne. Niemniej zatrzymywania na 48 godzin, jeśli ktoś ma inne poglądy od oficjalnych,
są rzeczą nagminną.
[...] Jest w społeczeństwie strach. Strach przed represjami. [...] przed zabraniem głosu na naradzie produkcyjnej, na zebraniu związkowym, wystąpieniem ze śmielszym wnioskiem — jest strach. I to musimy zlikwidować. [...]
Mieczysław Jagielski:
Pan użył stwierdzenia, które, ja powiem panu, że mnie ubodło. No bo jak można powiedzieć: czy ja to mam gwarancję, że strajkujący tutaj i prezydium nie będą uznani za... nie chcę nawet powtórzyć, pan użył słowa „kryminalistów”. Ja panu powiem, że mnie to nawet osobiście ubodło. Przecież ja rozmawiam tu jak z uczciwymi, jak z najbardziej uczciwymi ludźmi. Jak to jest możliwe, żeby ktoś tak traktował działaczy tutaj zebranych?
Lech Wałęsa:
Panie premierze, kiedy ja mam dziesiątki już przykładów straszenia mnie, że jak tylko wyjdę, to będzie to i to. Ja i nie tylko ja.
Mieczysław Jagielski:
Proszę pana, to i mnie wtedy trzeba przepędzić...
Gdańsk, 28 sierpnia
Gdańsk. Sierpień 1980. Rozmowy, oprac. Andrzej Drzycimski, Tadeusz Skutnik, Gdańsk 1990, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Wałęsa mówi do delegatów. Jest propozycja wydania przez MKS oświadczenia, żeby zakłady w całym kraju solidaryzowały się z MKS-em, ale nie strajkowały za względu na duże straty gospodarcze. Wałęsę otacza rozgorączkowany tłum. Ludzie są zdecydowanie przeciwni takiemu oświadczeniu. Do dyskusji włączają się nawet operatorzy filmowi, fotoreporterzy i dziennikarze. Ludzie krzyczą: „Spreparują to w telewizji... Na nich tylko strajk... Tylko siłą walczyć... Strajkiem...”.
Gdańsk, 28 sierpnia
Tomasz Jastrun, Zapiski z błędnego koła, Przedświt, [Warszawa] 1983, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Warszawa. Dyskusja nad wprowadzeniem stanu wyjątkowego w związku ze strajkiem robotników na Wybrzeżu
Tow. Edward Gierek:
Sytuacja coraz bardziej niebezpieczna, strajki rozszerzają się, żądania eskalują. Przyznam się, że nie wiem, co można jeszcze robić poza tym, co robimy. Partia jest zdemobilizowana, nie wierzy, że opanujemy sytuację.
[...] Co się tyczy wolnych związków zawodowych — coraz więcej ludzi za nimi się opowiada. Ja jestem przeciw. Ale jest określona sytuacja, grozi nam strajk generalny. Może trzeba wybierać mniejsze zło, a potem starać się z tego wybrnąć.
[...]
Tow. Władysław Kruczek:
Trzeba zastanowić się nad ogłoszeniem stanu wyjątkowego, zacząć bronić władzy. [...]
Tow. Wojciech Jaruzelski:
Mówiono tu o ogłoszeniu stanu wyjątkowego — tego nie przewiduje nasza konstytucja. Jest tylko stan wojenny, ale też wprowadzić go nie można, bo jak wyegzekwować rygory, kiedy stanie cały kraj. To nierealne. Trzeba unikać wydawania zarządzeń, które nie mogą być wyegzekwowane.
Warszawa, 29 sierpnia
Tajne dokumenty Biura Politycznego. PZPR a „Solidarność” 1980–1981, oprac. Z. Włodek, Londyn 1992, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, współpr. Katarzyna Madoń-Mitzner, Warszawa 2005.
Bogdan Lis:
Po raz drugi już Komisja Rządowa odwołała swoje plenarne posiedzenie z nami. W dzisiejszej rozmowie telefonicznej stwierdziła, że jest nieprzygotowana i musi najpierw omówić jeszcze pewne sprawy dotyczące punktu pierwszego w grupie roboczej. Grupa robocza ma przyjechać o 13.00. Natomiast my uważamy, że Komisja Rządowa po prostu robi nas w konia.
Andrzej Gwiazda:
Komisja Rządowa odeszła od proponowanej praktyki, by wszystkie rozmowy były jawne, może chcą pretekstu do zerwania rozmów.
Gdańsk, 29 sierpnia
Gdańsk. Sierpień 1980. Rozmowy, oprac. Andrzej Drzycimski, Tadeusz Skutnik, Gdańsk 1990, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Zaczęły się aresztowania w Warszawie, Łodzi i we Wrocławiu. Wydawało się, że w czasie, kiedy rokowania nabierały biegu, władze postanowiły jednak wybrać siłę. Tak to wszyscy odebrali. W Stoczni podszedł do mnie ktoś i powiedział: „Słuchaj, zabieraj swoją ekipę i wyjeżdżajcie ze Stoczni. Najpóźniej do wieczora”. Pytam, co się stało, dlaczego. „Prawdopodobnie w nocy wejdą czołgi.” — „To jest niemożliwe, niemożliwe” — mówię. Wiedziałem doskonale, że wszystko jest możliwe, ale nie chciało mi się uwierzyć w to od razu i mówię: „Nie mogę tego zrobić, jesteśmy tu od początku”.
Gdańsk, 29 sierpnia
Kto tu wpuścił dziennikarzy. Według pomysłu Marka Millera. 25 lat później. Według pomysłu Janiny Jankowskiej i Marka Millera, Warszawa 2005, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Cały czas propaganda centralna nadawała wiadomości jakby z innego świata i państwa. Zarejestrowałem w swoim filmie taki obraz: w sali, gdzie siedzieli delegaci strajkujących załóg, na mównicy postawiono telewizor. Smętnie zwisały wyrwane kable, rzucone przed mównicę. Telewizor atrapa, którego nikt nie oglądał i nie słuchał.
Gdańsk, 29 sierpnia
Kto tu wpuścił dziennikarzy. Według pomysłu Marka Millera. 25 lat później. Według pomysłu Janiny Jankowskiej i Marka Millera, Warszawa 2005, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Kudowa. Zachowanie mieszkańców w związku z ogłoszeniem w prasie postulatów strajkujących na Wybrzeżu
Doszła mnie wiadomość, że w „Sztandarze Młodych” wydrukowano jakieś postulaty, których realizacji domaga się załoga Stoczni w Gdańsku.
Oczywiście, że gazety tej nie mogłem dostać. Podobno na „czarnym rynku” sprzedają tę gazetę jacyś goście, ale za jedną trzeba zapłacić 100 albo i 200 zł. [...]
Poszedłem więc do czytelni zdrojowej. Chciałem przynajmniej przeczytać te postulaty. Niestety. Pani pracująca w czytelni powiedziała mi, że owszem gazeta ta była, ale już jej nie ma. Czytelnicy odpisywali z niej te postulaty, a następnie gazetę po prostu ukradli.
Kudowa, 29 sierpnia
Sierpień ‘80 w optyce mieszkańców wsi i małych miast. Sesja naukowa. Gdańsk – październik 1990, red. Marek Latoszek, Gdańsk 1990, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
„Był telefon z Warszawy. Są aresztowania. Zamykani dostają sankcje prokuratorskie.” Wiadomość najpierw obiega ludzi związanych z opozycją. Uśmiechy gasną. [...] Mam wrażenie, że nowa fala niepokoju zalewa całą Stocznię.
Niezwykłe były te przypływy optymizmu i nagłej rozpaczy, huśtawki nastrojów, które wykańczały psychicznie.
Gdańsk, 29 sierpnia
Tomasz Jastrun, Zapiski z błędnego koła, Przedświt, [Warszawa] 1983, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Mieczysław Jagielski:
[...] partia nasza chce na dzisiejszym Plenum KC wyraźnie sprecyzować pryncypialne stanowisko w kwestiach, nad którymi tu dzisiaj obradujemy. [...]
Czy nie byłoby celowe, żebyśmy odredagowali odpowiedni komunikat, który by zawarł myśl, że myśmy się w zasadzie dopracowali i że wobec tego stoimy na stanowisku, żeby... co leży nam na sercu jako najważniejsze: kończymy strajk i idziemy do roboty. My mamy tutaj odpowiedni komunikat przygotowany. Mogliby tu zostać przedstawiciele dla odredagowania go. Ja przyjechałbym wieczorem. [...] Będę chciał jak najwcześniej, no bo przecież ludzie też chcą wszyscy razem wypocząć, przecież to dziś sobota. [...]
Lech Wałęsa:
Panie premierze, naprawdę to już nie jest dużo pracy w tych najważniejszych punktach. Te inne polecą dość szybko. Dlatego też proponuję: tyle czekaliśmy, sobota jest, niedziela, jeszcze przepracujemy [...], jeśli to wszystko dobrze pójdzie, my chcemy rzeczywiście w poniedziałek iść do pracy, ale naprawdę musimy mieć czarno na białym.
Mieczysław Jagielski:
Będzie czarno na białym.
Lech Wałęsa:
Ale to będzie, a my chcemy mieć. [śmiechy, oklaski]
[...] I jeszcze jedną mam propozycję. Prosiłbym, żeby ktoś wpłynął, żeby zaprzestać aresztowań. Przede wszystkim w Warszawie jest masę aresztowań ludzi — mówmy prosto — z KOR-u [oklaski], ale ci ludzie nie są nic winni. Oni nam pomagali, ale nie byli z nami. Nic nie zrobili. [...] My mamy listę, możemy dostarczyć. [...] Naprawdę chcemy, żeby pan premier wrócił. Z tym, że te wnioski o aresztowaniu... niech pan premier tam poruszy, żeby tego nie było.
Gdańsk, 30 sierpnia
Gdańsk. Sierpień 1980. Rozmowy, oprac. Andrzej Drzycimski, Tadeusz Skutnik, Gdańsk 1990, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Tow. Stanisław Kania:
Wczoraj tow. Gierek przeprowadził rozmowę z tow. Aristowem w sprawie naszego stanowiska dotyczącego związków zawodowych i uzasadnił konieczność pójścia na kompromis w tej sprawie. Przedstawiliśmy ocenę, że ta nowa struktura nie jest dobra, ale struktura strajkowa jest jeszcze gorsza. [...]
Ustaliliśmy, że po Plenum zostanie podpisane porozumienie. Mimo tego ustalenia, że podpisanie nie może nastąpić przed podjęciem decyzji przez Plenum, tow. Barcikowski podpisał w Szczecinie porozumienie z MKS-em. W Gdańsku Jagielski tylko parafował porozumienie. Jest to akt dużej samowoli ze strony tow. Barcikowskiego. Po podpisaniu w Szczecinie nastąpiło odprężenie i stan euforii, czego się spodziewaliśmy.
Warszawa, 30 sierpnia
Archiwum Akt Nowych, zespół KC PZPR, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Wiadomość z ostatniej chwili: deklaracja podpisana — ustanowiono wolne związki zawodowe!!! Przed chwilą zatelefonowała Krysia — wiadomości się potwierdzają. Rozmawiali ze Szczecinem — już dziś stoczniowcy poszli do pracy. Podobno gdy wiadomość o podpisaniu porozumienia doszła do Banku — wszyscy mieli łzy w oczach. Wstali i razem zaśpiewali „Jeszcze Polska nie zginęła”.
Warszawa, 30 sierpnia
Teresa Konarska, zbiór dzienników Archiwum Opozycji OK, AO II/176, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Najważniejszą sprawą, którą trzeba ocenić, to jest właśnie to, żeśmy się porozumieli. Powiem: dogadaliśmy się! Ale najważniejszym gwarantem urzeczywistnienia tego, cośmy zrobili, to jest praca i jej efekty. Tylko rzetelną pracą możemy wytworzyć te dobra materialne, które potem będziemy dzielić. Na nas patrzy kraj. Dajmy przykład. Idźmy wszyscy razem tak, jak było to oświadczone — ja w to głęboko wierzę — do ofiarnej pracy. Rzetelnej. To będzie najlepsze świadectwo naszych patriotycznych, polskich, obywatelskich intencji, że pragniemy jak najlepiej służyć sprawom ludzi pracy, sprawom naszego narodu, naszej socjalistycznej ojczyzny — Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej.
Gdańsk, 31 sierpnia
Gdańsk, Sierpień ’80. Rozmowy, oprac. Andrzej Drzycimski, Tadeusz Skutnik, Gdańsk 1990.
Panie Premierze! Cieszymy się, że nasze rozmowy, trudne na początku, przebiegały później w duchu coraz lepszego zrozumienia, poszukiwania najlepszego wyjścia z tej trudnej sytuacji w kraju. Mogę z zadowoleniem powiedzieć, że nasz spór zakończyliśmy bez użycia siły, drogą rozmów i przekonywań. Pokazaliśmy, że Polacy jak chcą, mogą ze sobą zawsze się porozumieć. Jest to więc sukces obu stron. Będziemy o tym pamiętali. Liczymy, że to, co zostało podpisane, będzie dokładnie i w pełni przestrzegane. Jestem pewny, że to jest dobre dla kraju. [...]
Wszyscy pracujący mają zagwarantowane prawo do dobrowolnego zrzeszania się w związki zawodowe. A więc prawo do niezależnych, samorządnych związków. A teraz z taką samą solidarnością i rozwagą jak strajkowaliśmy, pójdziemy do pracy. Od jutra rozpoczyna się życie naszych nowych związków zawodowych. Dbajmy o to, aby pozostały one zawsze niezależne i zawsze samorządne, pracujące dla nas wszystkich, dla dobra kraju, dla Polski.
Ogłaszam strajk za zakończony.
Gdańsk, 31 sierpnia
Gdańsk, Sierpień ‘80. Rozmowy, oprac. Andrzej Drzycimski, Tadeusz Skutnik, Gdańsk 1990.
Gdy opuszczałam Stocznię, tłum ludzi przed bramą skandował wychodzących robotników: „Dzię-ku-je-my, dzię-ku-je-my”. Za plecami usłyszałam rozmowę dwóch stoczniowców:
— No, to wreszcie jesteśmy wolni.
— Co ty, wolni byliśmy tam — mężczyzna pokazał ruchem głowy szeroko otwartą bramę Stoczni.
Gdańsk, 31 sierpnia
Krystyna Jagiełło, Krzyż i kotwica, Paryż 1987, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Ze ściśniętym gardłem przeżywałem moment podpisania porozumień. Ale potem, gdy po zakończonym strajku jechałem do Gdyni, poczułem jakąś pustkę, żal za czymś utraconym. Ulicami szły grupy robotników ze zrolowanymi kocami. Bezimienni bohaterowie tego wielkiego strajku, w którym wywalczono to, co jeszcze dwa tygodnie wcześniej wydawało się nierealne.
Gdańsk–Gdynia, 31 sierpnia
Alfred Znamierowski, Zaciskanie pięści. Rzecz o Solidarności Walczącej, Gdynia 1989, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Alina Pienkowska:
Proszę mieć na uwadze fakt, że ci ludzie, aresztowani obecnie, w 1976 roku pomagali rodzinom robotników zwolnionych ze Stoczni. Robotnicy to nadal pamiętają, dlatego występuję w imieniu pracowników Stoczni Gdańskiej i prosimy o natychmiastowe uwolnienie aresztowanych, zatrzymanych w związku ze strajkiem.
Mieczysław Jagielski:
Jeszcze raz oświadczam z pełnym poczuciem odpowiedzialności za sprawę. Jadę, przekazuję. Jeszcze nawet dziś zreferuję tę sprawę w intencji takiej, jaka tutaj była postawiona. Ja innych kompetencji ponad to, co robię na własną odpowiedzialność i na własne sumienie, ja innych kompetencji nie mam.
Andrzej Gwiazda:
Panie premierze, wierzymy w pana dobrą wolę. Jednak aresztowania trwają nadal. Mamy w tej chwili doniesienia o nowych nazwiskach. [...]
Mieczysław Jagielski:
My dołączymy tę listę do naszego protokołu. [...] Proponuję jednak iść dalej, ażebyśmy mieli spojrzenia na pozostałe sprawy.
Gdańsk, 31 sierpnia
Gdańsk. Sierpień 1980. Rozmowy, oprac. Andrzej Drzycimski, Tadeusz Skutnik, Gdańsk 1990, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Mieczysław Jagielski:
Pragnę oświadczyć, że władze prokuratorskie podejmą decyzję o zwolnieniu osób zatrzymanych do ich dyspozycji i znajdujących się na liście wręczonej mi przez MKS w terminie od godziny 12.00 dnia jutrzejszego, to jest 1 września 1980 roku. [...]
Lech Wałęsa:
Jeszcze raz chciałem podziękować panu premierowi i wszystkim siłom, które nie pozwoliły na jakieś siłowe załatwienie sprawy, że rzeczywiście dogadaliśmy się jak Polak z Polakiem. Bez użycia siły. [...] Kochani! Wracamy do pracy 1 września. [...] Czy osiągnęliśmy wszystko, czego chcieliśmy, czego pragniemy, o czym marzymy? Zawsze mówię szczerze i otwarcie to, co myślę. I teraz powiem szczerze — nie wszystko, ale wszyscy wiemy, że uzyskaliśmy bardzo wiele. Ufaliście mi cały czas, a więc wierzcie w to, co powiem: uzyskaliśmy wszystko, co w obecnej sytuacji mogliśmy uzyskać. Resztę też uzyskamy, bo mamy rzecz najważniejszą: nasze niezależne, samorządne związki zawodowe. To jest nasza gwarancja na przyszłość. [...] Ogłaszam strajk za zakończony.
Mieczysław Jagielski:
Staraliśmy się przez cały czas naszych wspólnych prac zrozumieć intencje, które wami powodują. [...] Rozmawialiśmy tak, jak Polacy powinni ze sobą rozmawiać. Jak rozmawia Polak z Polakiem. [...] Nie ma przegranych ani wygranych. Nie ma pokonanych ani nie ma zwyciężonych. [...] Powiem: dogadaliśmy się!
Gdańsk, 31 sierpnia
Gdańsk. Sierpień 1980. Rozmowy, oprac. Andrzej Drzycimski, Tadeusz Skutnik, Gdańsk 1990, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Czas był najwyższy. Wielka ulga. Miasto poweselało — wracałam autobusem z Lasek i jakby się twarze odmieniły. A rano, kiedy wyszłam, by coś kupić, była cisza podszyta zgrozą — w kolejkach stały kobiety, które kupowały wszystko — zapasy na czas klęski.
Warszawa, 31 sierpnia
Maria Czanerle, zbiór rękopisów Biblioteki Narodowej (BN), sygn. akc. 17340, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
W telewizji, która do ostatniej chwili mówiła o nieodpowiedzialnych ekstremistach, zobaczyliśmy nieznanego dotychczas Polakom — Lecha Wałęsę. Z różańcem na szyi i Matką Boską w klapie marynarki; uosabiał to, co w naszym narodzie najwartościowsze. Siedział przy stole obok doradców rodzącego się Związku NSZZ „Solidarność”. Po raz pierwszy miliony ludzi przy telewizorach zobaczyły transparent z tym nietypowym liternictwem. Naprzeciwko siedzieli przedstawiciele rządu z ministrem Jagielskim na czele. Podpisywano porozumienie. Lech Wałęsa dziękował władzom, że nie doszło do siłowych rozwiązań, że zwyciężył rozsądek i „dogadaliśmy się jak Polak z Polakiem”. Potem były łzy i oklaski milionów przy telewizorach i zmęczonych walką strajkową stoczniowców. Nareszcie nasz własny, wolny, niezależny związek zawodowy „Solidarność”; musimy go bronić. A teraz do pracy, musimy nadrobić zaległości, powiedział na zakończenie Lechu, niesiony na rękach kolegów stoczniowców.
Moment podpisania porozumienia witałem dosłownie na kolanach, z nieukrywanymi łzami. Powiedziałem wówczas do rodziny zgromadzonej w domu i przyjaciela, że jest to pierwszy krok na drodze do odzyskania niepodległości; to pęknięcie w całym systemie komunistycznym, które odtąd będzie się powiększało. Musimy być jednak solidarni rzeczywiście. Moje serce tak odczytało tę chwilę. Duch Święty odnowił serca Polaków, odnowił te ziemie. Ludzie upomnieli się o swoje prawa z całą mocą.
31 sierpnia
Wiesław Gralewicz, wspomnienia w zbiorach Ośrodka KARTA.
Zostały różne dokumenty, zapiski, zebrałem je, w tym wersję zerową postulatów i wersję numer jeden. Zostały dwie tony papieru, który był towarem deficytowym. Zbliżała się godzina osiemnasta. Straż przemysłowa zaczęła odzyskiwać tupet. Proszę opuścić stocznię! Wychodźcie! Wysłałem kogoś do dyrektora, żeby dał nyskę, abyśmy mogli wywieźć papier. Nie dał. Na szczęście wytwórnia filmów miała robura. Nosiliśmy papier przy krzyczących strażnikach, którzy traktowali nas jak złodziei. Byli coraz bardziej agresywni. Przez cały czas strajku przygaszeni, teraz — jak przytłumiona trawa — zaczęli się rozprostowywać. Ekipa filmowa trochę pomagała, ale byli zajęci zwijaniem swego sprzętu. Wyjeżdżaliśmy około dwudziestej. Przy bramie się zatrzymaliśmy, żeby zdjąć to, co zostało. Wysiadł Koziatek i zaczął zdejmować krzyż. Podskoczyło do niego z pięściami trzech krewkich jegomościów. Wyszliśmy z samochodu, tłumaczymy, że to my strajkowaliśmy. Zabieramy, bo nie chcemy, żeby krzyż i portret Papieża wyrzucono na śmietnik.
Gdańsk, 31 sierpnia
Edmund Szczesiak, Borusewicz. Jak runął mur, Warszawa 2005.
Zaczynają się dziać rzeczy niezwykłe. Dzisiaj wieczorem TV przekazała w Dzienniku relacje z podpisania porozumień w Szczecinie i w Gdańsku. Jeszcze niedawno prześladowany przez SB Wałęsa, z portretem papieża i plakietką Matki Boskiej w klapie, podpisał porozumienie wielgachnym długopisem. Podpisywano w sali, gdzie z jednej strony stało popiersie Lenina, z drugiej wisiał krzyż. Wałęsa jest głęboko wierzącym człowiekiem, nie ulega wątpliwości, że znajduje się pod silnym wpływem Kościoła. Notabene w czasie strajku w Stoczni odbyły się dwie msze, a na parkanie wisiał portret Jana Pawła II. Na terenie Stoczni, w czasie mszy księża przyjmowali spowiedź. Takie plony zbiera praca ideologiczna PZPR uprawiana przez 35 lat!
W kraju panuje euforia. Na Wybrzeżu nastrój zwycięstwa. W gmachu KC na pewno będą się martwić tym, co się stało. Mam już pewność, że Polska wkracza w zupełnie nową fazę swojego rozwoju i dzisiaj nikt nie może powiedzieć, co nas czeka. Powstanie związku zawodowego deklarującego pełną niezależność od partii jest zjawiskiem niespotykanym w systemie, który wprowadzono we wschodniej Europie na wzór i podobieństwo radzieckiego. Trudno jest przewidzieć, co stanie się z tymi związkami w najbliższych miesiącach. Jedno jest jednak pewne: zrodziła się nowa jakość w stosunkach społecznych.
Warszawa, 1 września
Mieczysław F. Rakowski, Dzienniki polityczne 1979-1981, Warszawa 2004.
Wiem, że w waszym trudzie bardzo wam zależało na tym, aby nie ujawniła się żadna nienawiść. Okazaliście prawdziwie chrześcijańską postawę, szanując człowieka, jego życie i dobro, które Naród posiada. Wszyscy Was rozumieli, szczególnie w waszej trosce, aby działać w przekonaniu, że nic, co zbyt niskie, nie może się wyzwolić, że muszą być uruchomione najwyższe moce, aby wydały swój owoc dla dobra ludzi pracujących, którzy podejmują ogromny wysiłek w naszej Ojczyźnie. Jakże trzeba tu być niezwykle rozumnym!
Warszawa, 7 września
Peter Raina, Kościół w PRL. Kościół katolicki a państwo polskie w świetle dokumentów 1945-1989, t. 3, lata 1975-1989, Poznań 1986.
16 grudnia 1980 roku — odsłonięcie pomnika w Stoczni Gdańskiej. Zgodnie z partyjną tradycją zaskakiwania — nagła informacja o spotkaniu po godzinach pracy z tow. Piątkowskim, kierownikiem Wydziału Zagranicznego KC. Obecność oczywiście obowiązkowa, odpada więc możliwość śledzenia uroczystości w środkach masowego przekazu. Piątkowski w dłuższej wypowiedzi roztacza przerażającą wizję robotniczego warcholstwa w Polsce. Ileż w tych słowach pogardy ekonoma wobec wyrobników! I każdy argument jest teraz dobry: „Posiadamy informację, że na Wybrzeżu działają grupy, których celem jest proklamowanie, na wzór przedwojenny, Wolnego Miasta Gdańska”. Te rewelacje podaje bez zmrużenia oka. A potem — wieczorem — pierwsze relacje o gdańskim tłumie śpiewającym „Nie rzucim ziemi”. W błysku oczu, w uniesionych twarzach można odczytać, gdzie jest Polska i gdzie są Polacy.
Gdańsk, 16 grudnia
Jerzy Bahr, Wspomnienie z teraźniejszości, „Zeszyty Historyczne” nr 72/1985.
Waszkiewicz powiedział mi: „Musimy zdawać sobie sprawę, że nasz strajk ma charakter symboliczny”. Jeśli tak myślą przywódcy, to czego oczekiwać od szeregowych stoczniowców?
Jest już po trzynastej i nieuchronnie zbliża się exodus. Nie zapobieże temu nagłośniona nyska „Solidarności” jeżdżąca od kwadransa po terenie Stoczni i nadająca apel, aby pozostać na wydziałach. [...]
Stocznia jest ogromna, pracuje tu 17 tysięcy ludzi, a nyska tylko jedna. Przed bramą nr 2 — gdzie jestem — zaczyna być tłoczno. Coraz więcej robotników w kurtkach, z teczkami — chcą iść do domu. Straż robotnicza jest niezdecydowana. Najpierw przepuszcza część osób, potem — na głosy sprzeciwu spod bramy — zatrzymuje resztę. Zdenerwowanie jest coraz większe.
Do Stoczni wjeżdża samochód z żywnością. Kilku zdeterminowanych dezerterów, nie bacząc na niebezpieczeństwo, prześlizguje się na czworakach pod kołami, na zewnątrz.
– Jak szczury! Jak szczury z tonącego okrętu! — podnoszą się okrzyki, słychać też gwizdy. [...]
Mikrofon bierze Fudakowski z Regionalnego Komitetu Strajkowego. Apeluje o spokój. Prosi, aby wypuścić wszystkich, którzy chcą wyjść, nie lżyć ich, zachować się godnie. Robi to impulsywnie, chce rozładować konflikt, ale łamie postanowienia komitetów strajkowych! [...] brama już się uchyla. Ludzie uciekają przez nią wśród gwizdów, byle szybciej i byle dalej — od tego wstydu, od strachu, od sytuacji, która ich przerosła.
Podobne sceny przy bramie nr 3, blisko kolejki, były jeszcze bardziej dramatyczne. Wielu uciekało przez płoty, aby nie narażać się na gwizdy i obelgi. Wyszło blisko dwie trzecie stoczniowców.
Gdańsk, 14 grudnia
Stan wojenny. Ostatni atak systemu, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2006.
Czołgi otaczające Stocznię. Zmarznięci żołnierze przestępują z nogi na nogę. Brakuje im papierosów. Ktoś częstuje. Ktoś pyta: „Co, żołnierze, będziecie do nas strzelać?”. „Ślepe naboje” — cicho odpowiada żołnierz i natychmiast milknie.
Przez bramę wychodzi grupka ludzi w kombinezonach. Niosą flagę. I coś jeszcze tachają. Kocioł, pewnie z zupą, bo leci para. Stawiają przed żołnierzami. Ktoś rozmawia z dowódcą. Tamten zgadza się tylko na suchy prowiant. [...] Rozmowy coraz śmielsze: „Skąd jesteście, chłopcy?” — nie można dosłyszeć odpowiedzi.
Potem już... Nie wiadomo, jak to się stało. Żołnierze w stoczniowej stołówce! Jedzą. A razem z nimi robotnicy. Coś się dzieje w tym jedzeniu zupy, coś pomiędzy kombinezonem a mundurem. Coś się gryzie... nie gryzie. Kłóci... a nie kłóci. Wzmaga się i tężeje. Jakaś solidarność. Jakby alter ego tej pierwszej, przeciwko której oni tu w czołgach; a tamci — bez niczego... Pod Stocznią ludziska, tuż koło czołgów. Dotykają, poklepują. Jak zabawki.
Stocznia Gdańska, 15 grudnia
Stan wojenny. Ostatni atak systemu, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2006.
Nagle zaczął narastać głuchy łoskot i dźwięki nakładających się na siebie samochodowych syren. Moment później na plac przed Pomnikiem wjechała pierwsza buda, pierwsza „suka”, pierwszy łazik. Następne wyłaniały się bez końca zza zakrętu, rosły w oczach, mnożyły się, wysypując janczarów w kaskach, z tarczami, z 70-centymetrowymi pałkami, od uderzeń których pękają ponoć słabsze kości. […] Zrobiła się nagła cisza i tylko przez chwilę jeszcze na bramie wyła boleśnie nasza strajkowa syrena.
Raptem w tej ciszy wywalił się ryk dotąd największy. U wylotu ulicy prowadzącej do Stoczni ustawił się i zastygł czołg. I wtedy my, ludzie z tej strony bramy, zaśpiewaliśmy nasz narodowy hymn. Mazurek to niby, jednak ciągnęliśmy go dostojnie, przedłużając każdą frazę i wynajdując w pamięci dalsze zwrotki. Wreszcie zabrakło nam słów i wtedy wybuchliśmy Boże, coś Polskę. Tego też nam było mało, wczepiliśmy się więc w Rotę. Co jeszcze? Pozostało powtórne odśpiewanie Hymnu, a głosy nasze brzmiały coraz słabiej. Oni słyszeli jak nas było mało, śpiewaliśmy więc niczym straceńcy — do bólu i zdarcia gardeł. […]
Kiedy zamilkliśmy, czołg nagle ruszył w naszą stronę. Początkowo jechał wolno, ale już po chwili przyspieszył i runął prosto w nas. Patrzyłem na to z zaciekawieniem, potem ze zdumieniem, ze zgrozą i... nagle pojąłem, że on wcale nie zahamuje ani nie wykręci. On walnie w bramę, rąbnie w ludzi, w barykadę... Jeszcze dziesięć metrów, pięć, trzy, dwa... Zgrzyt metalu o metal, snopy iskier — nasza zapora prysła niczym ślimak pod butem. Przez sekundę trzymałem się zimnych, metalowych sztachet, zanim zacząłem uciekać.
Gdańsk, 16 grudnia
Stan wojenny. Ostatni atak systemu, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2006.
Wszystkie dźwigi stoją, brama nr 2 zamknięta, na murze sztandary i stoczniowcy. [...] Dochodzimy spokojnie do Pomnika, wokół niego i przed bramą stoją ludzie. Prawie tak, jak w Sierpniu 80. Trwa strajk, stoczniowcy skandują: „So-li-dar-ność”... Na bramie wisi transparent: „Solidarność żyje”. Jest i portret Lecha Wałęsy i mała kapliczka z krzyżem i obrazkiem Ojca Świętego. Glina schowała się, ZOMO stoi z boku koło „bud”. Wybucha z całą mocą: „Jeszcze Polska nie zginęła...”, śpiewają stoczniowcy, śpiewają ludzie stojący przed bramą. Mój wnuczek patrzy na wszystko swoimi dużymi oczami spod długich rzęs, a potem kiwa rączką do stoczniowców.
Gdańsk, 11 października
Stan wojenny. Ostatni atak systemu, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2006.
W dniu dzisiejszym zakończył się spontaniczny akt protestu zainicjowany przez gdańskich stoczniowców. [...] Mimo poparcia innych zakładów pracy w Regionie i dwudniowych, spontanicznych demonstracji, strajk nie mógł przywrócić „Solidarności” prawa do legalnego działania i doprowadzić do uwolnienia aresztowanych, internowanych i skazanych. [...] RKK NSZZ „Solidarność” Gdańsk dziękuje społeczeństwu Wybrzeża i tym wszystkim, którzy czynnie poparli strajk stoczniowców. Szczególnie dziękujemy demonstrantom z Nowej Huty i Wrocławia.
Gdańsk, 13 października
Stan wojenny. Ostatni atak systemu, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2006.
Otóż po grudniu 1981 [...] wielokrotnie padał zarzut, że to my, władza, zniszczyliśmy „Solidarność”, piękną ideę, piękny ozdrowieńczy ruch. To nie jest prawda. Chcę, aby usłyszeli to wszyscy ci, którzy do dziś wzdychają za taką „Solidarnością”, jaka była. „Solidarność” została zniszczona przez ekstremistów, przez ludzi, którzy z różnych powodów stali się jawnymi wrogami socjalizmu.
Gdańsk, 25 sierpnia
Stan wojenny. Ostatni atak systemu, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2006.
Nie bójcie się wreszcie nas. Nie ma takich spraw, by przy dobrej woli nie znalazło się rozwiązanie kompromisowe. Przestańmy wreszcie na jednej szachownicy grać w szachy i w warcaby, bo nikt tu nie może być pokonany. Wspólnie musimy wygrać, znaleźć możliwe i rozsądne rozwiązania. Puśćmy wreszcie tych biedaków siedzących w więzieniach. Przecież to nie kontrrewolucjoniści czy przeciwnicy socjalizmu.
Gdańsk, 25 sierpnia
Stan wojenny. Ostatni atak systemu, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2006.
Pierwsza miła wiadomość od wielu dni: dziś w Stoczni Gdańskiej robotnicy wygwizdali wicepremiera Rakowskiego. Chciał dialogu szczerego, no to go miał! Wychodził wściekły wśród wrogiego szpaleru stoczniowców, podobno ktoś mu napluł w twarz. Rakowski szydził z „Solidarności”, szydził z Lecha, grzmiał, że „Solidarność” nigdy się nie odrodzi. Lecha wynieśli stoczniowcy na rękach.
Sopot, 25 sierpnia
Stan wojenny. Ostatni atak systemu, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2006.
Od siedmiu dni oddziały milicji blokują ścisłym kordonem dostęp do robotników strajkujących w Stoczni Gdańskiej im. Lenina. Milicja zatrzymuje transporty z zaopatrzeniem. Osoby przynoszące z miasta żywność, lekarstwa i koce są zatrzymywane. Są przypadki pobicia przez milicję. Rekwiruje się dostawy. Nie przepuszcza się korespondencji z rodzinami, nawet w przypadku ciężkiej choroby rodziny pozostającej w domu. Były przypadki zawrócenia karetki pogotowia. Zwracamy się do międzynarodowej opinii publicznej, szczególnie do związków zawodowych całego świata: pomóżcie nam w powstrzymaniu władzy przed stosowaniem tych haniebnych praktyk.
Stocznia Gdańska, 10 maja
Tomasz Tabako, Strajk 88, Warszawa 1992.
5 maja o świcie dyrektor wykonał manewr, który był ciosem poniżej pasa, a mianowicie — zamiast negocjować, zawiesił stocznię! Poderwało mnie to do walki, chyba nawet z przekleństwem na ustach. Musiałem natychmiast postarać się o jakąś przeciwwagę, jakiś konkret, wymyśliłem więc, że za strajk będą wypłaty ze strajkowej kasy solidarnościowej i nikt nie straci ani złotówki. Niestety, moje krzepiące słowa nie starczyły na długo. Wieści z rozbitej Huty im. Lenina oraz szczekanie dyrekcji przez radiowęzeł rozmiękczyły mniej odpornych, szczególnie mieszkających poza Gdańskiem. Dyrektor Tołwiński kazał rozkolportować ulotki z oświadczeniem, że kto odstąpi od strajku, dostanie płatny urlop, a Polska Agencja Prasowa informowała świat, że badane są właśnie ekonomiczne podstawy działalności Stoczni Gdańskiej. Od tego dnia zaczęło się wyraźne „wyciekanie” ludzi poza bramy, przy czym największą wytrzymałość psychiczną wykazało pokolenie 20-latków, którzy pod koniec stanowili około 90 procent strajkujących. Po prostu młodzi robotnicy zaparli się, że chcą mieć swój związek, broniący ich przed chamstwem, nieuczciwością i brakiem kompetencji majstrów.
Gdańsk, 5 maja
Lech Wałęsa, Droga do wolności. 1985-1990 decydujące lata, Warszawa 1991.
Podczas pierwszej rundy negocjowano wyłącznie postulaty płacowe, gdyż o legalizacji „Solidarności” dyrektorzy w ogóle nie chcieli słyszeć. Wiedziałem, że będą grali na zwłokę i w pozostałych kwestiach, ale ja też grałem na zwłokę — chciałem przeciągnąć strajk co najmniej do poniedziałku 9 maja, licząc po cichu, że może przyłączy się do nas część kraju.
Stocznia Gdańska, 7 maja
Lech Wałęsa, Droga do wolności. Decydujące lata 1985–1990, Warszawa 1991.
Podczas pierwszej rundy negocjowano wyłącznie postulaty płacowe, gdyż o legalizacji „Solidarności” dyrektorzy w ogóle nie chcieli słyszeć. Wiedziałem, że będą grać na zwłokę i w pozostałych kwestiach, ale ja też grałem na zwłokę — chciałem przeciągnąć strajk co najmniej do poniedziałku, 9 maja, licząc po cichu, że może przyłączy się do nas część kraju. Niestety, czas pokazał, że byłem naiwny. Tymczasem władza próbowała różnych sztuczek z podręcznika wojny psychologicznej. Na przykład późnym wieczorem zwalało się pod stocznię kilkuset zomowców, którzy rozwijali szyk bojowy, podbiegali do bramy i... równym chórem życzyli nam dobrych snów. Innym razem potrafili stać przez długie kwadranse i w milczeniu walić pałkami o plastikowe tarcze. Pewnej nocy zawisły w ciemności dwa helikoptery, z których przez megafony zaczęto emitować odgłosy bitwy ulicznej, strzałów, skandowania: „Ge-sta-po”. Następnego dnia pół Gdańska mówiło, że chyba ludzi pod stocznią mordowali, a ksiądz Bryk miał wielu chętnych do spowiedzi.
Gdańsk, 7 maja
Lech Wałęsa, Droga do wolności. 1985-1990 decydujące lata, Warszawa 1991.
W niedzielę, 8 maja kontynuowane były rozmowy z agresywnie nastawionym kierownictwem, otrzymującym jakieś instrukcje przez czerwony telefon. Nasi negocjatorzy odnosili wrażenie, że są zwodzeni i prowokowani do nierozważnych wypowiedzi. W kilka godzin później dyrektor Czesław Tołwiński zagroził likwidacją stoczni, co spowodowało reakcję komitetu strajkowego w postaci twardego oświadczenia. Jednocześnie mecenas Siła-Nowicki wrócił od telefonu z wiadomością, że minister spraw wewnętrznych Kiszczak jest przychylnie nastawiony do niektórych stoczniowych postulatów, dając słowo honoru, że niebawem zostaną wypuszczeni na wolność „prawie wszyscy więźniowie polityczni”. Powiedziałem wtedy: „My gramy o remis, a oni — o nokaut”.
Gdańsk, 8 maja
Lech Wałęsa, Droga do wolności. 1985-1990 decydujące lata, Warszawa 1991.
Rano zadzwonił do mnie pułkownik MSW Kubicki, z polecenia Kiszczaka, i poinformował: „Wynegocjowane przez gen. Kiszczaka z mec. Siłą-Nowickim warunki porozumienia stoczniowcy odrzucili. Odrzuciwszy je, tracą wszystko”. […] Oświadczyłem: „Zrywacie kontakty, panowie, to błąd. Pozostaję do dyspozycji w ewentualnym nawiązaniu płaszczyzny spotkań między władzami a strajkującymi” — takie sakramentalne zdanie. Rezultatem był telefon od gen. Kiszczaka, około 10:30. Kiszczak podziękował za to, że nadal gotów jestem służyć mediacją. Podtrzymał gwarancje dotyczące bezpieczeństwa strajkujących, także uwolnienia więźniów.
Gdańsk, 9 maja
Tomasz Tabako, Strajk 88, Warszawa 1992.
Kolejne rozmowy — o świcie 9 maja — nie wniosły niczego nowego mimo trzygodzinnej dyskusji, która podobno w końcowej fazie zamieniła się w niezłą pyskówkę. Dyrekcja dawała wyraz swej dezaprobacie, że w imieniu robotników zabierają głos „jacyś przywleczeni doradcy”. W końcu postawiono strajkującym kolejne uwłaczające ultimatum, wobec czego przedstawiciele komitetu wstali i wyszli. Mecenas Siła-Nowicki, rozgrywający partię własnymi kartami, po kolejnym telefonie do Warszawy stwierdził, że minister Kiszczak się usztywnił, choć nadal pragnie „pokojowego” rozładowania konfliktu — pewnie dla zatarcia złego wrażenia po spacyfikowaniu kombinatu w Nowej Hucie. Ja na to: „Oni chcą nas załatwić metodą «odpływową», czekając, że wszyscy uciekniemy jak szczury. Ale nam, bardziej niż o jałmużnę, chodzi o powrót «Solidarności»!”
Gdańsk, 9 maja
Lech Wałęsa, Droga do wolności. 1985-1990 decydujące lata, Warszawa 1991.
Zdecydowaliśmy się na podjęcie suwerennej decyzji opuszczenia Stoczni bez uzgodnień z władzą, której postawa uniemożliwiła porozumienie. […] Tym razem nie udało się nam zwyciężyć. Nie wychodzimy ze Stoczni z tryumfem, ale wychodzimy z podniesionym czołem, przekonani o potrzebie i słuszności naszego protestu przeciwko panującym w Polsce stosunkom, przeciwko traktowaniu nas w sposób uwłaczający naszej godności, przeciwko arogancji władzy ponoszącej odpowiedzialność za biedę Polski i jej obywateli. […]
Robotnicy Nowej Huty i my ze Stoczni Gdańskiej wygraliśmy sprawę bezcenną: po kilku latach bierności i poczucia beznadziejności polskie społeczeństwo odżywa!
Stocznia Gdańska, 10 maja
Tomasz Tabako, Strajk 88, Warszawa 1992.
Zakończenie strajku w stoczni nastąpiło 10 maja 1988 wieczorem. Decyzję tę podjąłem co prawda już rano, lecz trzeba było jeszcze sfinalizować szereg wcześniej zaplanowanych przedsięwzięć: dopracować końcowe oświadczenia, wypłacić obiecany ekwiwalent strajkowy, zapakować i przygotować do ewakuacji offsety. W ciągu tego dnia kilkakrotnie następowały prowokacje ze strony grup młodych ludzi, których — jak się okazało — zmobilizowano w trybie nagłym do obrony cywilnej, a potem przerzucono do stoczni, by siali zamęt i ewentualnie dali pretekst do użycia oddziałów ZOMO. Na szczęście wielu spośród owych młodziaków nie czuło przekonania do takiej misji, dlatego wręcz się prosili, żeby ich „wyrzucać za bramę”. Natomiast zupełnie inaczej zachowywali się bojówkarze „dyrekcyjni” — agresywni, wulgarni, często pod wpływem alkoholu. Niemal codziennie miały miejsce wyścigi wózków akumulatorowych: raz „dyrekcyjni” próbowali szarpać naszych, to znów nasi gonili „dyrekcyjnych”. Było w tym trochę sportu, bo „dyrekcyjni” stanowili mniejszość i gdybyśmy naprawdę chcieli, dalibyśmy im jednorazową odprawę. [...]
Opuściliśmy stocznię z podniesionymi czołami — zwartą, robotniczo-studencką ławą. Miałem spokojne sumienie, bo zrobiłem wszystko, co się dało. Dziesiątki razy podbiegałem do mikrofonu, gdy tylko opadały nastroje. Podbechtywałem zarówno kolegów z komitetu strajkowego, jak i robociarską brać w drelichach. Póki trwaliśmy, ja nie mogłem ani razu dać po sobie znać, że mam wątpliwości, że czuję zimny beton, że — szarpany z prawa i lewa — rzuciłbym wszystko w cholerę i pojechał na ryby. Jednocześnie naprawdę byłem przekonany, że po tym pierwszym zrywie nastąpią kolejne. Nasz strajk się nie udał, bo zaistniał zbyt wcześnie, przede wszystkim jako poparcie dla Nowej Huty. Wyszło nas ze stoczni tysiąc chłopa. Przepuszczeni przez kordony ZOMO dotarliśmy do pobliskiego kościoła św. Brygidy, gdzie niebawem przybył także, aby nas powitać i pobłogosławić, ksiądz biskup Tadeusz Gocłowski. W gotyckich murach świątyni staliśmy z flagami, płakaliśmy i śpiewaliśmy — „przed Twe ołtarze zanosim błaganie: Ojczyznę wolną racz nam wrócić, Panie”.
Gdańsk, 10 maja
Lech Wałęsa, Droga do wolności. 1985-1990 decydujące lata, Warszawa 1991.
W poniedziałek przyszedłem na wydział, zacząłem organizować ludzi już o 6.30. Zaczęli gromadzić się w szatni. W końcu zauważyłem, że dłużej ich nie utrzymam, bo mistrzowie zaczęli wchodzić na teren szatni, aby zagonić ich do roboty. To powiedziałem, że ogłaszam strajk. W tym momencie wszedł kierownik i zapytał, kto mnie upoważnił do tego. Powiedziałem, że działam na polecenie Komitetu Strajkowego, który w tej chwili przejmuje opiekę nad Stocznią i proszę o opuszczenie szatni. Wzięliśmy transparenty, flagi i wyszliśmy przed wydział. Zobaczyłem, że z wydziału C-5 wychodzą ludzie i się gromadzą. Złączyliśmy się, ale było nas mało.
Stocznia Gdańska, 22 sierpnia
O 11.00 dowiedzieliśmy się, że stoi Stocznia Północna. Przyszedł do nas stamtąd Bogusław Gołąb, powiedział, że opanowali bramy, mają Komitet Strajkowy. Od razu wyszliśmy z propozycją, że w takim razie może by połączyć obie stocznie. [...]
Ludzie w tym czasie wychodzili ze Stoczni, po pierwszej zmianie. Zrezygnowaliśmy z agitacji, chcieliśmy zobaczyć, ilu wychodzi. Wielu, większość, to nam obniżyło nastroje. Po 15.00 zostało nas kilkuset, czterystu? Mniej młodych aniżeli w maju, ale więcej w średnim wieku i starszych — to stabilizuje strajk.
Stocznia Gdańska, 22 sierpnia
Tomasz Tabako, Strajk 88, Warszawa 1992.
Strajk sierpniowy tym się różnił od majowego, że był pełen szumu, inicjatyw. Sprzęt nagłaśniający pożyczył nam warszawski piosenkarz Piotr Szczepanik, drukarnię zorganizowaliśmy „w oparciu o wałki”. Robotnicy ze Stoczni Gdańskiej szybko skrzyknęli do strajku zakłady sąsiadujące „przez płot”: Stocznię Remontową i Stocznię Północną, a potem także Stocznię „Radunia”, Stocznię „Wisła” i Morski Port Handlowy. Wzruszające to były momenty, gdy z kilku stron zbliżały się do siebie, machając flagami, grupy uradowanych robotników, którzy krzyczeli z pełnych piersi: „Nie ma wolności bez «Solidarności»!” W drugim dniu strajku zaimprowizowaliśmy wiec pod bramą, gdzie dość długo zabierałem głos. Mówiłem o tym, że kolebka „Solidarności” musi przykładnie strajkować, jeśli wcześniej ruszyły inne regiony. Przypomniałem o poniżeniach, jakich od lat doznawaliśmy ze strony władzy — zarówno tej w stolicy, jak i w zakładach pracy. Pytałem o perspektywy dla naszych dzieci. Wyzywałem na wszystkich, którzy zrujnowali nasz kraj, lecz jednocześnie lekko uderzałem w tony pojednawcze, negocjatorskie.
Gdańsk, 23 sierpnia
Lech Wałęsa, Droga do wolności. 1985-1990 decydujące lata, Warszawa 1991.
Piąty dzień strajku rozpoczęliśmy z otuchą, gdyż było to święto Matki Boskiej Częstochowskiej. Z tej okazji na terenie stoczni, przy bramie, odprawiona została msza święta. Natomiast po południu telewizja podała wiadomość, na którą tak czekaliśmy: generał Czesław Kiszczak wysunął propozycję, aby odbyć w możliwie szybkim czasie spotkanie z przedstawicielami różnorodnych środowisk społecznych i pracowniczych. „Mogłoby ono przyjąć formę «okrągłego stołu»”. [...]
Na mitingu Jacek Merkel powiedział, że zaproponowano nam wreszcie „okrągły stół” zamiast kwadratowej celi, ale ponieważ to pierwszy etap, najtrudniejsze chyba jeszcze przed nami. Alojzy Szablewski był bardziej spontaniczny, krzycząc: „Ucałowałbym każdego z osobna, że pozostaliście, że nie zdradziliście! Inni odchodzą do wygodnych łóżek, a wy tu śpicie na styropianie!”. Potem odbyła się tradycyjna defilada kilkudziesięciu wózków akumulatorowych. Na każdej platformie stawało po 10-12 mężczyzn, zapartych w siebie ramionami, a pojazdy robiły długą rundę i wśród skandowania haseł rozwoziły bractwo w głąb stoczni. Takie kawalkady przemierzały teren po kilka razy dziennie, odnawiając poczucie siły, wolę wytrwania, solidarność.
Gdańsk, 26 sierpnia
Lech Wałęsa, Droga do wolności. 1985-1990 decydujące lata, Warszawa 1991.
Niezapomniane wrażenie zrobił na mnie spektakl [...]. Oto przed drugą bramę nadjechały od strony stoczni trzy wózki akumulatorowe przerobione na wozy pancerne — dwa zomowskie i jeden wojskowy. Oba pojazdy zbliżyły się do ustawionej kołem grupy młodych robotników, którzy rozwinęli flagi i zaczęli skandować „So-li-dar-ność!”. Styropianowe działka plunęły w nich wodą z hydronetek, a spod styropianowych, pomalowanych na niebiesko bud wyskoczyli „zomowcy” w przyłbicach i zaczęli okładać gapiów rulonami z papieru. Tłum tylko na to czekał, wyjmując z kieszeni styropianowe kamienie, których setki poszybowały w stronę napastników. „Zomowcy”, wobec takiego odporu, w popłochu cofnęli się do wehikułów, zawracających powoli ku stoczniowemu kanałowi i ukazujących napisy: „Nasze pały ojczyźnie”, „Gdzie siła, tam prawda”, „Zapraszamy do dialogu”. W tym czasie „żołnierze” bezskutecznie próbowali odpalić ze swej wyrzutni styropianową rakietę.
Stocznia Gdańska, 30 sierpnia
Lech Wałęsa, Droga do wolności. Decydujące lata 1985–1990, Warszawa 1991.
Rozrywki kulturalne na strajku zapewniali piosenkarze i aktorzy, ale także sami stoczniowcy. Niezapomniane wrażenie zrobił na mnie spektakl, którego fragmenty obejrzałem 30 sierpnia. Oto przed drugą bramę nadjechały od strony stoczni trzy wózki akumulatorowe przerobione na wozy pancerne — dwa zomowskie i jeden wojskowy. Oba pojazdy zbliżyły się do ustawionej kołem grupy młodych robotników, którzy rozwinęli flagi i zaczęli skandować: „So-li-dar-ność!”. Styropianowe działka plunęły w nich wodą z hydronetek, a spod styropianowych, pomalowanych na niebiesko bud wyskoczyli „zomowcy” w przyłbicach i zaczęli okładać gapiów rulonami z papieru. Tłum tylko na to czekał, wyjmując z kieszeni styropianowe kamienie, których setki poszybowały w stronę napastników. „Zomowcy” wobec takiego odporu w popłochu cofnęli się do wehikułów, zawracających powoli ku stoczniowemu kanałowi i ukazujących napisy: „Nasze pały ojczyźnie”, „Gdzie siła, tam prawda”, „Zapraszamy do dialogu”. W tym czasie „żołnierze” bezskutecznie próbowali odpalić ze swej wyrzutni styropianową rakietę. Całemu wydarzeniu towarzyszyły śmiechy, krzyki i połajanki.
Gdańsk, 30 sierpnia
Lech Wałęsa, Droga do wolności. 1985-1990 decydujące lata, Warszawa 1991.
29 października 1988, dokładnie w 40. rocznicę zwodowania w Gdańsku pierwszego powojennego statku [...], premier Rakowski wymógł na ministrze przemysłu decyzję o likwidacji Stoczni Gdańskiej jako zakładu nierentownego i podobno bez przyszłości! Był to wyjątkowo haniebny faul polityczny — zemsta między innymi za porażkę z 25 sierpnia 1983, kiedy to Rakowski, wówczas wicepremier, przyjechał do Stoczni, aby w nagrywanej przez telewizję dyskusji rozprawić się z „ekstremistami” pod wodzą Wałęsy, został jednakże przykładnie wygwizdany.
29 października
Lech Wałęsa, Droga do wolności. Decydujące lata 1985–1990, Warszawa 1991.
29 października 1988, dokładnie w czterdziestą rocznicę zwodowania w Gdańsku pierwszego powojennego statku [rudowęglowiec „Sołdek” — obecnie muzeum], premier Rakowski wymógł na ministrze przemysłu decyzję likwidacji Stoczni Gdańskiej, jako zakładu nierentownego i podobno bez przyszłości! Był to wyjątkowo haniebny faul polityczny — zemsta między innymi za porażkę z 25 sierpnia 1983, kiedy to Rakowski, wówczas wicepremier, przyjechał do stoczni, aby w nagrywanej przez telewizję dyskusji rozprawić się z „ekstremistami” pod wodzą Wałęsy, został jednakże przykładnie wygwizdany. [...]
Na początku władza poinstruowała dyspozycyjnych dziennikarzy, że należy krzyczeć zgodnym chórem, że społeczeństwa nie stać na utrzymanie bankrutów! Zaraz potem ukazały się w prasie artykuły o wymownych tytułach: „Decyzja trudna, lecz konsekwentna”, „Jak to naprawdę było?”, „Czas wyboru” i tak dalej. Mdło się robiło od tych wszystkich wymądrzań pisanych na zadany temat i z określoną tendencją. Znowu na ludzi zwalono ciężar odpowiedzialności za rządy czerwonej nomenklatury, przy czym posuwano się do kłamstwa, że ewentualność likwidacji stoczni była uprzednio dyskutowana publicznie. O ile mi wiadomo, wezwany do Ministerstwa Przemysłu dyrektor Czesław Tołwiński aż zaniemówił z wrażenia, gdy zapoznano go z decyzją zamknięcia jego zakładu. Ktoś inny z gdańskiej delegacji mamrotał podobno do siebie: „Teraz? Kiedy zaczęliśmy się powoli dźwigać?” [...]
Myślę, że gdyby wówczas Rakowski przyjechał do stoczni, mógłby ją opuścić jako inwalida. Ludziom się w głowie nie mieściło, jak można jednym złośliwym podpisem pozbawić egzystencji tysiące rodzin. Tym bardziej, że w chwili podjęcia decyzji o likwidacji stocznia miała w portfelu 44 podpisane kontrakty.
Gdańsk, 29 października
Lech Wałęsa, Droga do wolności, Warszawa 1991.
29 października 1988, dokładnie w czterdziestą rocznicę zwodowania w Gdańsku pierwszego powojennego statku (rudowęglowiec „Sołdek” — obecnie muzeum), premier Rakowski wymógł na ministrze przemysłu decyzję o likwidacji Stoczni Gdańskiej jako zakładu nierentownego i podobno bez przyszłości! Był to wyjątkowo haniebny faul polityczny — zemsta między innymi za porażkę z 25 sierpnia 1983, kiedy to Rakowski, wówczas wicepremier, przyjechał do stoczni, aby w nagrywanej przez telewizję dyskusji rozprawić się z „ekstremistami” pod wodzą Wałęsy, został jednakże przykładnie wygwizdany.
Objąwszy urząd premiera, uznał, że nadszedł czas rewanżu, choć Stocznia Gdańska zajmowała dopiero czterdzieste piąte miejsce na liczącej pięćset pozycji liście zakładów deficytowych. W wywiadzie dla „Die Zeit” Rakowski stwierdził butnie: „Symbole mnie nie obchodzą, mamy ich w Polsce dosyć. To, że w tej właśnie stoczni narodziła się «Solidarność», pozostaje i tak faktem historycznym”. Sygnał o likwidacji miał ponoć zadziałać wstrząsowo na inne przedsiębiorstwa stojące przed widmem plajty, choć premier dobrze wiedział, że głównym powodem akurat stoczniowej nierentowności były przymusowe kontrakty ze zleceniodawcami radzieckimi. Po prostu budowane w Gdańsku statki wyposażano w drogie urządzenia kupowane za dolary, ale potem całość sprzedawano za ruble... transferowe, wypłacane w czołgach. Jaki pożytek z takich transakcji miała polska gospodarka?
Gdańsk, 29 października
Lech Wałęsa, Droga do wolności. 1985-1990 decydujące lata, Warszawa 1991.
Tym fałszywym krokiem [zamknięciem Stoczni Gdańskiej] zmobilizowaliście przeciwko sobie cały świat. […] Ostatnie „strzały na wiwat” zablokowały praktycznie możliwość konstruktywnego spotkania. Proponuję, aby Episkopat w roli obserwatora podjął się mediacji. Zapraszam panów [Czesława] Kiszczaka i [Lecha] Wałęsę, by spotkali się na gruncie neutralnym i z pomocą Kościoła uzgodnili zasady Okrągłego Stołu.
11 listopada
Koniec Jałty. Przez Solidarność do Europy, red. Zbigniew Gluza, Warszawa 2004.
Państwo nasze, które odzyskało swą niepodległość przed 70 laty, po zakończeniu II wojny światowej wstrząsane było wielokrotnie niepokojami społecznymi. Historia jednoznacznie nas poucza, że rządzący obóz polityczny nie potrafi rozwiązać palących problemów kraju bez szerokiego udziału społeczeństwa. Wynika stąd konieczność dogłębnych reform społeczno-politycznych i gospodarczych. Muszą się one mieścić w granicach porządku moralnego, który zapewnia uszanowanie praw jednostki, rodziny i całych grup społecznych. [...]
Rysująca się szansa rychłego podjęcia rozmów przy „okrągłym stole" między przedstawicielami strony społecznej i władz państwowych w ostatnich tygodniach napotyka trudności. Kampania propagandowa przeciwko pluralizmowi społecznemu, zwłaszcza pluralizmowi związków zawodowych, jakiej byliśmy świadkami, nie stworzyła sprzyjającego klimatu do tych rozmów. Podobnie ocenić należy niewykonanie porozumienia w sprawie zaniechania represji wobec uczestników tegorocznych strajków, zwłaszcza na Śląsku, w sprawie przywrócenia ich do pracy. Podważa to wiarygodność władz państwowych, a także autorytet ludzi Kościoła, wobec których poręczano niestosowanie represji osobistych i pracowniczych.
Nie jest rzeczą Kościoła wkraczanie w sferę spraw czysto gospodarczych. Natomiast dziedzina ta nie może być wolna od ocen moralnych. Z tego punktu widzenia trzeba także spojrzeć na decyzję rządu o zamknięciu Stoczni Gdańskiej. Stanowi ona akt polityczny nie sprzyjający idei porozumienia. [...]
Stocznia jest zakładem, w którym od lat walczono o podmiotowość robotników, o podmiotowość społeczeństwa, o solidarność działania w obliczu narastającego kryzysu. Decyzja rządu jest przykładem nieuznawania tej podmiotowości. Doprowadziła ona także do wstrzymania rozmów przy „okrągłym stole" i do zablokowania rysującego się porozumienia Polaków w obliczu różnych zagrożeń.
Kościół wzywa władze państwowe, by reformy ekonomiczne realizowały równolegle z reformami politycznymi, aby w ten sposób zachęcić świat pracy do udziału w ich realizacji.
70. rocznica odzyskania niepodległości powinna być wezwaniem do jedności wszystkich Polaków. Z tego względu konieczne są dalsze rozmowy i unikanie działań, które utrudniają dialog ze społeczeństwem.
Warszawa, 12 listopada
Alojzy Orszulik, Czas przełomu. Notatki ks. Alojzego Orszulika z rozmów z władzami PRL w latach 1981-1989, Warszawa–Ząbki 2006.
Najważniejsze rozstrzygnięcie tego tygodnia to zamknięcie Stoczni Lenina. […] Zdecydowałem się na to, ponieważ w Polsce tylko przez szok można skierować rzeczy na nowe tory. Towarzysz Jaruzelski i kierownictwo partii wyrazili zgodę. Po raz pierwszy od lat rząd pokazał znowu, że sprawuje władzę. Mimo to decyzja była hazardowa, jak poker. Nikt nie mógł dokładnie przewidzieć, czy wywołana zostanie wielka fala strajków, czy nastąpi inna reakcja. Okazało się, że większość robotników nie jest gotowa iść za „Solidarnością”. […] Okrągły Stół najprawdopodobniej nie dojdzie do skutku w najbliższym czasie. Mimo to wychodzę z założenia, że w końcu do niego dojdzie — za tym przemawia fakt, że zarówno Kościół, jak i Wałęsa chcą Okrągłego Stołu. […] Ponowna legalizacja „Solidarności” nie wchodzi w rachubę. Oznaczałoby to przywrócenie sytuacji z 1981 roku. „Solidarność” się nie zmieniła. To są ci sami ludzie, te same metody i rozwiązania, te same źródła pieniędzy. Znam ich dokładnie. Moim celem życiowym jest zniszczenie „Solidarności”. Dlatego druga strona ma w gruncie rzeczy rację twierdząc, ze jest przeciwnikiem Okrągłego Stołu.
16 listopada
Koniec Jałty. Przez Solidarność do Europy, red. Zbigniew Gluza, Warszawa 2004.
Dziesięć lat temu właśnie tu, w Gdańsku, w Stoczni Gdańskiej, rozpoczął się historyczny strajk, który stał się początkiem końca starej epoki. Odchodził system, który nie nadążał za światem, za rozwojem cywilizacyjnym. Udało nam się wreszcie ten nieludzki system przezwyciężyć. Pozostało jednak wypełnienie pustki po nim innymi treściami.
Nie było to łatwe. Usiłowano nas zatrzymać stanem wojennym, czołgami, Więzieniami, zwolnieniami z pracy, ale ten zwycięski sierpniowy impuls otworzył możliwości przemian, jakich świadkami i uczestnikami jesteśmy dziś nie tylko w Polsce, ale także w pozostałych krajach Europy Wschodniej. Talk więc dzisiaj widać wyraźniej, że tamten sierpniowy czwartek był prawdziwym początkiem końca panowania komunizmu.
Przez te dziesięć lat zrobiliśmy mimo wszystko dużą robotę. Jednak jestem wciąż niezadowolony i wciąż zbuntowany, bo wiele spraw idzie za wolno [...]. Sejm, Zgromadzenie Narodowe, rząd, ustawy – to duża robota. Nie dopracowaliśmy się jednak sposobów odrobienia tego zapału, który był w 1980 roku, a który został przygaszony przez stan wojenny, przez ludzi tamtej władzy. I dlatego trzeba dopracować się mechanizmów włączenia tych szerokich mas społecznych do tego, co teraz robimy. Jeśli tego nie znajdziemy, to same elity nie będą w stanie zrobić dobrego, nowego systemu demokratycznego w Polsce. Mamy Polskę, naszą Polskę, ale zróbmy ją taką, w której wszyscy czuliby się za nią odpowiedzialni.
16 sierpnia
„Gazeta Wyborcza” nr 356, 16 sierpnia 1990.
My, Niemcy, wiemy, że bez wielkiej fali, która w 1980 roku wyszła ze Stoczni im. Lenina w Gdańsku, nie byłoby obalenia muru w Berlinie, Niemcy nie uzyskałyby 3 października 1990 swojej jedności.
14 listopada
Zbigniew Gluza, Dekada polsko-niemiecka, „Karta” nr 39, 2003.
Obchody zaczęły się niezbyt udanie. Zabrakło tu zwykłych ludzi. Nie wiem, czemu nie zaproszono gdańszczan. To powinno być święto dla całego miasta. Przecież gdańszczanie byli tu, wokół stoczni, w czasie sierpniowych strajków.
„Gazeta Wyborcza” nr 202, z 30 sierpnia 2000.